
Niemcy usiłowali dokonać tego, przynajmniej częściowo, rękami ofiar. Pomóc miał zarząd getta, czyli Żydowska Rada Starszych, zwana Judenratem. Od końca września 1939 roku na jego czele stał właśnie Czerniaków, Żyd przekonany do polskości - jak sam o sobie mówił (pisał po polsku pamiętnik z getta; w czasie okupacji w jego gabinecie wisiał portret marszałka Piłsudskiego), warszawiak z krwi i kości, człowiek o bogatym życiorysie. Świetnie znał się na literaturze, działał społecznie, pisał rozprawy naukowe. Przed wojną stał na czele stołecznej Żydowskiej Gminy Wyznaniowej.
Na Judenratach ciążyło wiele zadań, ale nie wszystkie - co pokazał kazus Czerniakowa - miały być wykonywane ku uciesze Niemców. Niektórzy wierzyli jednak, że spełnianie niemieckich próśb, a przede wszystkim praca na rzecz okupanta, zachowa przy życiu najsilniejsze jednostki. Byli wśród m.in. przewodniczący rad żydowskich w Białymstoku (Efraim Barasz), Wilnie (Jakub Gens) czy Łodzi (osławiony Chaim Rumkowski).
Wiem, że będę obwiniony o spowodowanie deportacji 25 tys. Żydów. Jestem nawet zadowolony słysząc takie oskarżenie od moich współpracowników i chcę pokazać, jak powierzchowny i głupi jest taki zarzut. Wprost przeciwnie - oświadczam, że ocaliłem 25 tys. od przesiedlenia. (...) Mam informację z wiarygodnego źródła, że zaplanowano wysiedlenie 50 tys. osób. (...) Odniosłem wielkie zwycięstwo. Jeśli straciłem tylko 25 tys., a mogłem stracić wszystkich, czy może być lepszy wynik?
Przez następne godziny prezes bił się z myślami, decyzja była bardzo trudna. Ale w końcu zapadła - wybrał śmierć. Zanim przegryzł ukrywaną na czarną godzinę, noszoną przy sobie, kapsułkę z cyjankiem potasu, zostawił na biurku dwie wiadomości. Jedną dla żony - Felicji, którą informował o niemieckich żądaniach.
Żądają ode mnie bym własnymi rękami zabijał dzieci mego narodu. Nie pozostaje mi nic innego, jak umrzeć.
Byli u mnie Worthoff i towarzysze i zażądali przygotowania na jutro transportu dzieci. To dopełnia mój kielich goryczy, przecież nie mogę wydawać na śmierć bezbronne dzieci. Postanowiłem odejść. Nie traktujcie tego jako akt tchórzostwa względnie ucieczkę. Jestem bezsilny, serce mi pęka z żalu i litości, dłużej tego znieść nie mogę. Mój czyn wykaże wszystkim prawdę i może naprowadzi na właściwą drogę działania. Zdaję sobie sprawę, że zostawiam Wam ciężkie dziedzictwo.
Mieszkająca w getcie Mary Berg (Miriam Wattenberg), autorka dziennika, pisała o Czerniakowie jako wiecznie posępnym urzędniku; zresztą wcale się nie dziwiła, że uchodził za ponuraka, skoro każdego dnia uwierał się zarówno z Niemcami, jak i Żydami.
Nie mógł znieść swego okropnego brzemienia. Zgodnie z wiadomościami, jakie tu do nas docierają, uczynił ten tragiczny krok, gdy Niemcy zażądali podwyższenia kontyngentu deportowanych. Nie widział innego wyjścia, jak tylko opuszczenie tego potwornego świata. Jego najbliżsi współpracownicy, którzy widzieli go na krótko przed śmiercią, mówią, że do końca wykazywał wielką odwagę i energię.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl