Spore emocje wzbudził w niedzielę udział znanego z reklam aktora Bartłomieja Morawskiego w spotkaniu Beaty Szydło z kierowcami w Miejscu Obsługi Podróżnych na autostradzie pod Opolem. Szybko zaczęto spekulować, że to dowód na to, iż Prawo i Sprawiedliwość po prostu wynajmuje sobie artystów, którzy odgrywają role sympatyków. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej skomplikowana.
"Afera" wokół udziału Morawskiego w spotkaniu z Szydło rozpoczęła się od tweeta dziennikarki Dominiki Długosz, którą pierwszą zastanowiła znana ostatnio przede wszystkim z reklamy PKP Intercity twarz wśród grupki ludzi, którzy przyszli porozmawiać z Beatą Szydło, zastępującą w tegorocznej kampanii w roli lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Gdy pod tym tweetem Długosz zaczęły już pojawiać się docinki typu "ciekawe, kto pisał mu kwestie", okazało się, iż aktor pracujący dla PKP Intercity jest jednocześnie wieloletnim działaczem Prawa i Sprawiedliwości. W wyborach parlamentarnych w 2011 roku Bartłomiej Morawski dostał nawet od Jarosława Kaczyńskiego szansę na start z list PiS w województwie opolskim.
Ta wiedza niekoniecznie jednak gasi wszystkie kontrowersje wokół spotkania z Beatą Szydło, w którym wziął udział ten aktor i polityk. Jak widać zdjęciach, które chętnie rozpowszechnia na swoim Facebooku Beata Szydło, Bartłomiej Morawski wygląda na nim na zwykłego polskiego kierowcę, który na podopolskim MOP-ie spontanicznie rozmawia z zastępczynią Jarosława Kaczyńskiego.
Z szacunku do wyborców PiS powinien tymczasem zaznaczyć, iż była to po prostu rozmowa dwóch partyjnych działaczy. Co najmniej dwóch... Bo tego typu zachowanie sztabowców może rodzić wątpliwości co do tego, czy także wiele innych osób pojawiających się wokół Beaty Szydło nie robi tego tak spontanicznie, jak można było dotąd przypuszczać.