
Marek ma 17 lat. Lubi jeździć na desce i słuchać muzyki. Często pomaga swoim rówieśnikom. Uczy się świetnie, miał plan by iść na Oxford. Jest ambitnym i wrażliwym chłopakiem. A przynajmniej chciałby nim być. Problem w tym, że w rzeczywistości tylko się nim czuje. Już od 4 lat. Jednak dotychczas bał się do tego przyznać. Ze względu na złe prawo.
Kiedy w czwartek rano dowiedziałem się, że sejm przyjął ustawę o uzgodnieniu płci, w końcu przybyło mi odwagi żeby może powiedzieć o tym mojej mamie. Poprzednia procedura prawna wymagała ode mnie, żebym pozwał własną matkę do sądu. Głównie dlatego bałem się jej powiedzieć – nie mam pojęcia, jaka byłaby jej reakcja. Może nic by się nie stało, może nasze relacje zmieniłyby się bezpowrotnie na gorsze. A teraz pojawia się nadzieja, że nie będę musiał tego robić.
Zbigniew urodził się w 2006 roku. I choć przyszedł na świat dużo wcześniej, to jednak jego prawdziwe, pełne życie, zaczęło się dopiero 9 lat temu. Wszystko dlatego, że Zbigniew urodził się kobietą.
Trzy lata walczyłem o siebie. Raz w miesiącu zawsze byłem osobiście w sądzie, dopytując o termin rozprawy. W ciągu tych 3 lat byli wyznaczani biegli. Znów psycholog, psychiatra i seksuolog. Wtedy już nie byłem sam, wspierała mnie moja dziewczyna, chociaż broniłem się długo przed tym uczuciem, mój lekarz prowadzący doradził mi, żebym komuś zaufał i zaczął być szczęśliwy.
Jak wspomniałem na początku dotychczasowe prawodawstwo zmuszało osobę chcącą poddać się korekcie płci, aby weszła na drogę sądową przeciwko własnym rodzicom.
Taka sytuacja to zupełny absurd. Składanie pozwu przeciwko własnym rodzicom może być w ich oczach równoznaczne z obarczaniem ich winą za to jakie dziecko urodzili. A to przecież nie jest niczyja wina.
Dlaczego osoba będąca w pełni autonomicznym podmiotem prawnym, prowadząca własne życie, niebędąca zależna od swoich rodziców, ma pytać ich o zdanie w najbardziej intymnej i osobistej kwestii, jaką jest zmiana płci?
Jak przekonywała z mównicy sejmowej posłanka Anna Grodzka, ta ustawa nie ma charakteru politycznego; jej zadaniem jest rozwiązanie problemu osób transpłciowych, nie zaś zburzenie systemu prawnego. Edyta Baker idzie o krok dalej. Jej zdaniem ustawa nie burzy, a wręcz reguluje i uporządkowuje polskie prawo.
Tak naprawdę, dopiero ona wprowadza do polskiego prawodawstwa termin „korekta płci”. Wcześniej takie sformułowanie nie istniało, korzystano z „furtki” zawartej w artykule 189 Kodeksu Postępowania Cywilnego.
Napisz do autora: jakub.rusak@natemat.pl