W dyskusji o sprowadzeniu do kraju 2 tys. imigrantów mówi się, że Polska wcześniej nie miała doświadczeń z uchodźcami. To nie do końca prawda. Dwukrotnie braliśmy udział w programie relokacji afrykańskich uchodźców, którzy koczowali na Malcie. Za pierwszym razem chcieliśmy przyjąć kilka osób, ale nikt nie skorzystał. Za drugim – przyjechało 40, z czego 38... wyjechało m.in. do Niemiec i Norwegii. Teraz może być podobnie.
Niechciana pomoc
Prawdą jest, że Polska nie jest krajem przyjaznym imigrantom. Oficjalne dane Eurostatu wskazują, że w latach 2008-2014 nie przyjęliśmy ani jednego uchodźcy z krajów trzecich. Nawet Ukraińcy nie znajdują u nas azylu, choć wnioskują o to w rekordowej liczbie. Tym bardziej przełomowa jest ostatnia decyzja polskiego rządu w sprawie 2 tysięcy uciekinierów z Afryki i Bliskiego Wschodu, którym już w 2016 roku mamy udzielić schronienia.
Jak i czy w ogóle się w Polsce odnajdą, pozostaje niewiadomą. Na Polska ma jednak na swoim koncie jedno podobne doświadczenie, które w tym kontekście może być wskazówką. Już raz uczestniczyliśmy w programie relokacji uchodźców, którzy uciekają do Europy z Afryki. Chodzi o unijną akcję EUREMA II, w ramach której państwa członkowskie zobowiązywały się do przyjmowania tych osób, które obierały kierunek na Maltę. Co więcej, byliśmy jednym z bardziej zaangażowanych uczestników.
Jak to wyglądało? W pierwszym etapie programu, który przypadł na 2011 rok, zaangażowaliśmy się raczej symbolicznie. Polska wyraziła chęć przyjęcia sześciu osób. Minęło kilka miesięcy i okazało się, że żaden z uchodźców nie ma zamiaru przyjeżdżać nad Wisłę. – Z naszych informacji wynika, że przyjazd imigrantów z Malty nie jest już planowany. Mieliśmy ten program dopięty na ostatni guzik, w przyjęciu Afrykanów pomagałaby nam Polska Akcja Humanitarna i władze Warszawy – mówił wówczas w "Rzeczpospolitej" Rafał Rogala, szef Urzędu ds. Cudzoziemców.
Byliśmy wśród nielicznych. W tamtym czasie podobną deklarację przyjęcia sześciu osób złożyły kraje takie jak Luksemburg i Portugalia. I zrealizowały postawiony cel. Tylko Węgry i Rumunia okazały się równie nieatrakcyjnymi lokacjami jak Polska i nie przyjęły nikogo. – Nie ma u nas żadnej znaczącej mniejszości somalijskiej, która jest naturalnym wsparciem dla takich osób, stąd ostrożność – tak tłumaczył to przedstawiciel ministerstwa spraw wewnętrznych.
Przepustka na zachód
Drugie zderzenie z programem EUREMA II zapowiadało się o wiele lepiej. W 2012 roku Polska zadeklarowała, że może przyjąć 50 azylantów. "Lepsi" byli tylko Niemcy, którzy zaoferowali 150 miejsc. W polskich mediach mieliśmy wtedy przedsmak awantury, którą obserwujemy dzisiaj. Doniesienia o kilkudziesięciu imigrantach z Afryki wywołały spore zaniepokojenie.
Praktyka znów jednak rozminęła się z oczekiwaniami. Opowiada Elmi Abdi z Fundacji dla Somalii, który został oddelegowany do pracy z uchodźcami jako asystent kulturowy: – Polska chciała przyjąć 50 uchodźców, a przyjechało tylko pięciu Somalijczyków i jeden Erytrejczyk. Dopiero potem, kiedy sprowadzili się do kraju, dołączyły do nich rodziny i w sumie było w Polsce prawie 40 osób. Taka sytuacja trwała tylko przez chwilę. Niemal wszyscy wyjechali do innych krajów, głównie do Niemiec i Norwegii. Zostały dwie osoby.
Trudno uznać to za sukces. Przyznaje to dziś w wywiadzie dla "Rz" minister ds. europejskich Rafał Trzaskowski. – Braliśmy w przeszłości udział w programie pilotażowym dotyczącym relokacji 50 uchodźców, których mieliśmy przejąć od Malty. Niby mało, ale chęć przyjechania do Polski na koniec zgłosiło tylko sześć osób! Co prawda ta liczba z powodu łączenia rodzin urosła do 39, ale większość i tak wyjechała do Niemiec... – stwierdza.
Porażka była tym bardziej bolesna, że akcja "przyjęcie uchodźców" okazała się sporym przedsięwzięciem. Cudzoziemcy przeszli na Malcie sesję orientacji kulturowej. Objęto ich też intensywnym kursem nauki języka polskiego.
A co z dwójką, która pozostała w Polsce? – To dwaj mężczyźni. Wynajmują mieszkania i mają pracę. Obaj pracują przy uboju zwierząt dla arabskiej firmy – mówi Elmi Abdi.
"Przyjadą po dokumenty"
Historia z imigrantami przesiedlonymi z Malty nie jest dobrym prognostykiem dla tych, którzy mają nadzieję, że uchodźcy zostaną tu i się zasymilują. Sytuacja na rynku pracy, gorszy niż gdzie indziej "socjal", skromna pomoc na start (1,3 tys. złotych na wynajęcie mieszkania, edukację itp.) – to wszystko sprawia, że nie jesteśmy atrakcyjnym kierunkiem dla cudzoziemców.
– Historia imigracji do Polski pokazuje, że byliśmy krajem tranzytowym, ale przede wszystkim dla sąsiadów. Wiadomo natomiast, że warunki życia i generalnie możliwości w Polsce się zwiększają. To może sprawiać, że ludzie będą chcieli tu pracować i zostawać. Poza tym mogą sprzyjać temu także postawy ksenofobiczne w innych krajach Europy – przekonuje jednak profesor Izabela Grabowska z Ośrodka Badań nad Migracjami.
Mój rozmówca z Fundacji dla Somalii jest innego zdania. – Jestem przekonany, że ci uchodźcy będą tylko i wyłącznie czekali na dokumenty. Później pojadą dalej: właśnie np. do Niemiec czy Skandynawii – kwituje. A to oznacza, że cała dyskusja o imigrantach może być burzą w szklance wody. Polacy ich nie chcą? Oni Polaków też...