– Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba – pisała przed śmiercią, już z więziennej celi, 17-letnia sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej Danuta Siedzikówna. Schwytana i "osądzona" przez komunistów, oczekiwała na jedno. 3 sierpnia 1946 roku usłyszała: "śmierć po dwakroć".
Tak władza ludowa karała rzekomych wrogów ojczyzny. "Inka" - jak mówili o niej w oddziale - do końca pozostała wierna sprawie walki za Polskę. Do AK wstąpiła na przełomie 1943 i 1944 roku. Służyła w legendarnej formacji partyzanckiej mjr. Zygmunta Szendzielorza "Łupaszki". Zwykłą dziewczynę oskarżono o ciężkie zbrodnie...
Funkcjonariusze UB schwytali "Inkę" w nocy z 19 na 20 lipca 1946 roku w Gdańsku - sanitariuszka pojechała tam, aby zdobyć niezbędne środki medyczne. Do oddziału już nie wróciła. Komuniści rozpoczęli fasadowe śledztwo, w czasie którego Siedzikówna nie załamała się. Była bita. Obciążona zeznaniami milicjantów i ubeków, nie miała szans na obronę. Adwokat, którego przydzielono jej z urzędu, był w stanie jedynie wnioskować w imieniu "Inki" do prezydenta Bolesława Bieruta o ułaskawienie. Dziewczyna nie chciała takiej prośby własnoręcznie podpisać.
3 sierpnia Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku orzekł, że sanitariuszka winna jest m.in. nawoływania do zabijania funkcjonariuszy państwowych, a także wezwań do obalenia siłą władzy ludowej na drodze zbrojnej. Służba w "bandyckim" oddziale uzasadniać miała wszystko. "Inkę" skazano na dwukrotną karę śmierci, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych, a także przepadek mienia.
Dziewczyna stanęła przed plutonem egzekucyjnym w gdańskim więzieniu 28 sierpnia. Przed śmiercią od kul, pisała w jednym z grypsów, prosiła, aby powiadomić babcię, że nikogo nie wydała. Świadek egzekucji ks. Marian Prusak, mówił później, że skazana ginęła okrzykiem "Niech żyje Polska!". Na kilka dni przed 18. urodzinami (3 września)...
Dziś już wiemy, gdzie pochowano (w zasadzie niedbale wrzucono do dołu) bohaterską dziewczynę. Szczątki Siedzikówny udało się zidentyfikować podczas prac poszukiwawczych na terenie Cmentarza Garnizonowego w Gdańsku. Wyniki ekshumacji ogłosił Instytut Pamięci Narodowej 1 marca br. - w Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!
Prokurator siedział za małym stolikiem okrytym czerwonym suknem. Odczytał wyrok i (...) padła komenda „po zdrajcach narodu polskiego ognia". W tym momencie oni ("Inka" i ppor. Feliks Selmanowicz "Zagończyk" - red) krzyknęli „Niech żyje Polska", tak jakby się umówili. Padła salwa i oboje osunęli się na ziemię. Żołnierze strzelali z trzech, może czterech metrów. Nie mogłem na to patrzeć, ale pamiętam, że oni jeszcze żyli. Podszedł oficer i dobijał strzałami w głowę. Potem podpisywałem protokół z egzekucji i odwieziono mnie na plebanię. Ci sami żołnierze znowu nic nie mówili.Czytaj więcej