Wielkie oburzenie, jakie zapanowało, po informacji o tym, że „Rzeczpospolita” zamierza wprowadzić obowiązujący dziennikarzy dress code, nie ma racji bytu. Bo dziennikarzom, tak jak i wszystkim Polakom, przyda się lekcja przypominająca o tym, co w kwestii ubioru wypada, a czego nie wypada. Zwłaszcza w pracy.
Burza o dress code
Debatę na temat tego jak ubierać się do pracy na nowo otworzyła niedawna decyzja spółki Gremi Business Communication. Wydawca m.in. dziennika „Rzeczpospolita” ogłosił, że pracuje nad instrukcją dotyczącą dress code. Zasady dobrego ubioru mają obowiązywać w całym wydawnictwie, także we wszystkich należących do spółki redakcjach.
– Staramy się, aby ludzie przychodzili do pracy schludni. Dotyczy to także dziennikarzy. Nie ma formalnego dress code, ale zależy nam na tym, aby pracownicy wyglądali dobrze i będę tego osobiście pilnował – informował naczelny „Rz” Bogusław Chrabota.
– Według naszych informacji w firmie zostanie wkrótce wprowadzony zbiór zasad dotyczący ubioru, który oprócz "Rzeczpospolitej" obejmie także redakcje "Gazety Giełdy Parkiet", "Bloomberg Businessweek Polska" i magazynu "Sukces". Według instrukcji kobiety będą musiały nosić rajstopy (bez względu na pogodę), zakazane będą minispódnice. Mężczyźni będą musieli nosić w pracy długie spodnie i pełne buty – komentował niedługo potem branżowy serwis press.pl.
Sieć odpowiedziała natychmiast: – To śmieszne!
Rajstopy na upały
Trudno odmówić racji i Majewskiemu i Czubkowskiej i wielu innym, mam jednak wrażenie, że decyzja o wprowadzeniu zasad ubioru w GBC może nam wszystkim wyjść na dobre. Nie dlatego, że zaczniemy przychodzić od pracy w rajstopach, ale dlatego, że przypomnimy sobie w ogóle o istnieniu czegoś takiego jak dress code.
– Kibicuję każdemu, kto podejmuje trud ponownego ucywilizowania rodaków w sprawie stroju – napisała niedawno jedna z czytelniczek naTemat. Ja, i mam nadzieję wiele innych osób, zgadzam się z nią w stu procentach. Może więc zamiast opluwać jadem kolejną decyzję Grzegorza Hajdarowicza po prostu spokojnie zastanowimy się nad tym, dlaczego szybka lekcja w zakresie ubierania jest nam potrzebna.
Bo to, że jest, chyba nie ulega żadnych wątpliwości. Latem, zwłaszcza upalnym, widać to wyraźnie jak nigdy. Po pierwsze na ulicy – skarpety, klapki i goła klata (u panów), po drugie na plaży, gdzie – co często się zdarza – panie zamiast w bikini opalają się w codziennej bieliźnie, po trzecie właśnie w pracy do której co i rusz przychodzimy w ciuchach, które nadałyby się co najwyżej na plażę. Raz, że to nieeleganckie, a dwa, kolana, jak mawiała sama Coco Chanel, są bardzo brzydką częścią ciała, której absolutnie nie należy pokazywać.
Dress code rzecz względna?
Właśnie. Dress code rzecz względna. To, co dla jednych nieakceptowalne, dla innych jest normą. Tak, jak to w wielu przypadkach bywa. Urzędnicy chodzą do pracy w „mundurkach”, my dziennikarze mamy nieco więcej luzu. Poziom tego luzu wielokrotnie zależy od rodzaju medium i konkretnej redakcji. Luz jednak także i zawsze powinien występować w wersji z klasą.
Nie mam nic do kobiet przychodzących do pracy bez rajstop, ani do panów, którzy założą spodenki krótsze niż zwykle. Pod warunkiem, że swoim strojem nie sprawią, że ktoś z ich otoczenia poczuje się zlekceważony lub narażony na widoki co najmniej nieestetyczne (np. te, które gwarantują zbyt krótkie szorty). Bo, jak w rozmowie z naTemat mówiła niedawno dziennikarka modowa i redaktor naczelna portalu DYKF Anna Puślecka, dress code w pracy to nie kara, a szacunek dla drugiego człowieka. Warto o tym pomyśleć zanim znów do pracy przyjdzie się w hawajskich bermudach.