Takich upałów i zarazem tak dobrych prognoz pogody na wiele kolejnych dni nie było w Polsce od dawna, więc kto mógł, rzucił wszystko i pognał nad polskie morze, które choć raz przypomina inne riwiery Europy. Doprowadziło to takich sytuacji, jak słynne już rezerwowanie plaży o świcie w Karwi, czy całkowicie zniechęcający do wyjazdu nad Bałtyk przekaz na żywo z zatłoczonej plaży w Łebie. Żeby spędzić kilka chwil nad morzem nie warto pchać się w tłum, lepiej wybrać trójmiejskie plaże, których jest tyle, że wystarczy na nich miejsca dla jeszcze bardzo wielu wczasowiczów. Sami to sprawdziliśmy.
Parawaning?
W ostatnich upalnych dniach dodatkowo emocje rozgrzewa jak zwykle debata publiczna. Wyjątkowo nie jednak o polityce... Największe emocje wzbudza dziś wcale nie zmiana warty w Pałacu Prezydenckim, a spory o plażowanie. A raczej walka o plażowanie, którą w tym tygodniu co chwila opisują media donoszące o konieczności zrywania się nad ranem, by parawanami wytyczyć sobie skrawek plaży na resztę dnia. Atmosfera wokół tłoku na polskich plażach zrobiła się już taka, że dzielący się zdjęciami z live streamingu z Łeby internauci przekonywali się wzajemnie, że odechciewa się wyjazdu nad tak zatłoczone morze.
Jest jednak sporo przesady w tym, by kilka relatywnie małych, ale jednocześnie bardzo popularnych miejscowości nadmorskich traktować jako wyznacznik tego, co dzieje się na całym należącym do Polski wybrzeżu bałtyckim. Bo, gdy w Łebie, czy Karwi turyści zrywają się o 5:00, by zarezerwować sobie odpowiednio duży i dobrze położony kawałek plaży, a nieco bardziej leniwi muszą opalać się i kąpać w tłumie, w Gdańsku, Sopocie i Gdyni są miejsca, które w środku dnia tylko czekają na głodnych słońca lub ochłody w wodzie.
– Musiałabym zgłupieć, by wstawać nad ranem w celu wyrwania sobie kawałka piachu. O takiej porze to ja wstaję przez cały rok do pracy. Do Gdyni przyjeżdżam natomiast od ponad 20 lat co roku, choćby na kilka dni i nigdy nie widziałam tu takich akcji – mówi mi Agata, która poopalać się nad Bałtyk przyjechała z Torunia. W okolicy, w której się opala, na głównej miejskiej plaży w Gdyni tłok jednak również jest. Relatywny. W porównaniu z obrazkami krążącymi po sieci jest jednak naprawdę luźno.
To jednak najpopularniejsza i najbardziej znana z gdyńskich plaż. Kilkaset metrów spaceru promenadą na wschód i czeka na nas kolejne kąpielisko w Redłowie. Jedno z najmniejszych w Trójmieście, ale nawet kilka grup kolonijnych dokazujących na tej plaży nie robi tutaj tłoku. Może to jednak wszystko posiadacze zarezerwowanych odpowiednio wielkich plażowych terytoriów. O to, kiedy pojawiają się pierwsi ludzi dopytuję więc tutejszych ratowników. - O dziewiątej przychodzą dopiero pierwsi. Najtłoczniej robi się w południe, ale pora obiadowa szybko problem tłoku rozwiązuje. Nigdy nie widzieliśmy tu walki na parawany - słyszę.
W Sopocie też tłumy, ale tylko na... parkingach
Tyle w Gdyni, z której postanowiłem udać się wprost do "letniej stolicy Polski", "nadbałtyckiej Barcelony", czyli Sopotu. Potwierdzenia tutaj tezy, że na polskich plażach nie ma gdzie igły wcisnąć doszukiwałem się już po długich poszukiwaniach miejsca parkingowego w relatywnej bliskości centrum miasta. Udało się po godzinie. Zajęte sopockie parkingi miejskie, zajęte wszystkie najbliższe plaży parkingi prywatne. Nawet znane tylko mieszkańcom Trójmiasta miejsca, w których zwykle można wcisnąć auto i to za darmo wykorzystane do granic.
Ale na ponad 4-km odcinku sopockiej plaży oznak osławionego parawaningu również zbyt wiele nie ma. Ludzie z parawanami są, ale nie muszą się nimi odgradzać od leżących tuż obok innych plażowiczów. Kilkanaście takich przypadków może tylko w okolicach molo, co jest tutaj standardem, bo plażowanie się w tym miejscu marzy się wielu turystom z całej Polski, gdy tylko wyruszają w podróż nad morze. Kilkadziesiąt metrów w lokalizacjach można jednak wybierać. Co ciekawe, na otwartej plaży jest nawet jakby luźniej niż w zamkniętych plażowych ogródkach z leżakami należących do hoteli i lokali.
Plażowiczów z Sopotu nie pytam więc nawet, czy rozbijali się już nad ranem, a jak oceniają tych, którzy kilkadziesiąt kilometrów dalej spędzają urlop na walce o miejsce na plaży. – Nie wiem, ile tam musiało zjechać osób, że to tak wygląda. Przecież tu jest serce całej trójmiejskie aglomeracji, więc oprócz turystów także mieszkańcy, ale o miejsce co najwyżej można rywalizować tuż przy brzegu, ale tylko naprawdę blisko molo i tych wszystkich punktów gastronomicznych – stwierdza Grzegorz, wczasowicz z Rabki.
– Panie, nie po to się jeździ na wczasy, żeby się gnieździć w tłumie. Trzeba sprawdzić, gdzie tłumów nie ma. Myśmy się na okolice Łeby nacięli dwa lata temu. Tam jedzie chyba cała zachodnia Polska na raz, a tu na Wybrzeżu zawsze jest luźniej – dodaje przysłuchująca się rozmowie z moim pierwszym rozmówcą pani Aneta, która przyjechała tu z Piotrkowa Trybunalskiego.
Najmniej śladu tłumów jest jednak na plażach Gdańska. Szczególnie tej największej, czyli ponad 10-km odcinku północnego brzegu Wyspy Sobieszewskiej. Choć i tutaj ulice stanowiące dojazd do kąpielisk są zakorkowane, w plażowych lokalach kolejka nawet po gofra zakręca kilkukrotnie, to po wyjściu na plażę... mały szok.
Dzikie plaże jeszcze są. No prawie...
Nawet na jednym z dwóch najpopularniejszych, strzeżonych przez WOPR wejść miejsca pod dostatkiem. Nie ma potrzeby walczenia o skrawek złudnej plażowej intymności parawanami. Kto chce opalać się praktycznie w samotności może przespacerować się kilkaset metrów dalej i już najbliższego sąsiada może zgubić z zasięgu wzroku.
– Przyjeżdżam tu od lat. Albo zagranica, albo Gdańsk i Wyspa Sobieszewska. To miejsce wybieramy szczególnie, gdy potrzebujemy z mężem naprawdę odpocząć, bo w zagranicznych miejscowościach to też różnie z tymi tłumami bywa. Takie obrazki, jak pokazywali w ostatnich dniach w telewizji widzieliśmy w Turcji, czy Hiszpanii wielokrotnie. Tam zamiast parawanu swoje terytorium grodzi się tylko jakimś wielkim parasolem – ocenia Anna z Grójca, która przestronne sobieszewskie plaże dojeżdża specjalnie z centrum Gdańska, gdzie z mężem i trójką dzieci mają wykupione noclegi.
Jak pokazuje ten dzień spędzony przez naTemat na plażach Trójmiasta, nie wszystkie polskie miejscowości turystyczne muszą odstraszać tłumami i koniecznością walki o swój choćby metr kwadratowy na "wypoczynek" na bałtyckim brzegu. Kto nie ma ochoty na zrywanie się rano, "rezerwowanie" plaży i obracanie się w kilku lub kilkudziesięciu tysiącach innych plażowiczów przed wyruszeniem nad morze powinien po prostu sprawdzić, gdzie oferta szerokich plaż jest największa. I zadać sobie pytanie, czy czasem nie warto narobić nieco kilometrów i godzin podróż, by jednak w świętym spokoju cieszyć się tymi kilkoma wyjątkowymi chwilami, gdy w Polsce mamy naprawdę letnią pogodę.