Petr Diaczenko w mundurze Wojska Polskiego.
Petr Diaczenko w mundurze Wojska Polskiego. Domena publiczna / Wikimedia Commons

Gdy w 1921 roku ukraiński oficer walczący dotąd z bolszewikami został internowany w Polsce, otrzymał kredyt zaufania. Wkrótce mógł nawet zrobić karierę wojskową przywdziewając mundur z orzełkiem. Wybuch wojny w 1939 roku zmienił jednak wszystko – także stosunek Petra Diaczenki do Polski i Polaków.

REKLAMA
Był przełom sierpnia i września 1944 roku, Warszawa w znacznym stopniu leżała w gruzach. To właśnie tu, dosłownie w ruiny, niemieckie dowództwo skierowało dwie kompanie (łącznie 219 ludzi) Ukraińskiego Legionu Samoobrony (31 Batalion SD). Jego dowódca – płk Diaczenko właśnie, był przekonany, że Powstanie już dogorywało. Nie umniejsza to jednak skali zbrodni, jakich dopuścili się Ukraińcy pod rozkazami... byłego oficera Wojska Polskiego.
W Wojsku Polskim
Diaczenko dobrze znał kraj nad Wisłą, miał wobec niego swoisty dług wdzięczności. W polskiej armii mógł służyć tylko jako tzw. oficer kontraktowy – tak, jak każdy inny cudzoziemiec. Dosłużył się stopnia majora. W przededniu wojny, zgodnie z procedurami wojskowymi, otrzymał przydział do Ośrodka Zapasowego – najpierw w Białymstoku, potem w Wołkowysku. Mimo to, w trzeciej dekadzie września 1939 roku wziął udział w kampanii polskiej, służąc prawdopodobnie w 103 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich (w składzie Brygady Rezerwowej "Wołkowysk").
Internowany na Litwie, znalazł się w rękach Niemców. Ci zaoferowali mu posadę w Suwałkach – został tam szefem placówki wywiadowczej. Musieli znać Diaczenkę już jakiś czas – najprawdopodobniej ten nawiązał kontakt z niemieckimi służbami specjalnymi przed wojną, stając się współpracownikiem Abwehry. Na Litwie organizował działalność antysowiecką, później związał się z ukraińskim ruchem narodowym.
Ukraiński Legion w akcji
W 1943 roku współtworzył na Wołyniu Legion Samoobrony, do którego zaciągano ukraińskich nacjonalistów – zwolenników tzw. Frakcji "M" (melnikowców – od przywódcy OUN-M Andrija Melnyka). Na początku 1944 roku Legion przerzucono na Lubelszczyznę. Znany jest jego udział w spaleniu dwóch wsi powiatu krasnystawskiego – Chłaniowa i Władysławina. Zginęły wówczas 44 osoby.
W końcu Legion Diaczenki trafił do okupowanej stolicy. Część badaczy wskazuje, że oddział walczył na Czerniakowie oraz bił się z oddziałami 1 Armii Wojska Polskiego. Nie ulega wątpliwościom, że Diaczenko brał udział w jednym z ataków na Powiśle. Znany jest raport strat poniesionych przez jego oddział w dniach 4-13 września: 10 zabitych i 34 rannych.
Żołnierze Legionu popełnili w powstańczej Warszawie szereg zbrodni – zaliczano do nich m.in. mord na pacjentach i członkach personelu jednego ze szpitali, a także zgwałcenie trzech bezbronnych kobiet. Wiadomo, że pod koniec września Legion dokonał pacyfikacji wsi Zaborówek (zginęło co najmniej dwóch Polaków, aresztowano 49 pozostałych mieszkańców). Ukraińcy realizowali w ten sposób niemiecką akcję "Spadająca Gwiazda", której celem była likwidacja oporu powstańców w Puszczy Kampinoskiej.
Spokojna starość
Po kapitulacji powstania żołnierze Diaczenki zostali przetransportowani do Małopolski, następnie – wiosną 1945 roku – weszli w skład ukraińskiej Dywizji SS „Galizien” (stacjonowała w Słowenii), której członkowie walczyli z komunistyczną partyzantką. Sam dowódca Legionu zaciągnął się do Ukraińskiej Armii Wyzwoleńczej, dowodził Brygadą "Wolna Ukraina", która następnie weszła w skład Ukraińskiej Armii Narodowej. Awansowany pod koniec wojny na generała, mógł dumnie nosić na piersi niemiecki Krzyż Żelazny 1 klasy, którym otrzymał "w uznaniu zasług".
Tak, jak wielu niemieckich zbrodniarzy - katów Warszawy, ukraiński oficer nie odpowiedział za zbrodnie. Po wojnie żył spokojnie w Niemczech Zachodnich, gdzie związał się z amerykańskim wywiadem. Potem na stałe osiadł za Oceanem. Zmarł nieosądzony w wieku 70 lat w USA.
Tymczasem takich, jak on, członkowie polskiego ruchu oporu rozstrzeliwali na miejscu. Przykładem może być los innego ukraińskiego oficera – sierżanta WP Michaiła Serediuka, który zginął w egzekucji z wyroku Polski Podziemnej – za to, że służył w czasie Powstania w tzw. Policji Przemysłowej (Werkschutzpolizei). A Diaczenko? Nie dalej jak pół roku temu został uczczony przez ukraiński parlament...

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl

Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!