
Nie tylko mężczyźni pragną stać się mistrzami podrywu i łamać dookoła wszystkie niewieście serca. Również kobiety coraz częściej korzystają z kursów uwodzenia. Oferta jest profesjonalnie przygotowana do ich potrzeb. Czy jednak faktycznie panie chcą podrywać, a może szukają na tych kursach czegoś zupełnie innego?
Są tysiące for internetowych, które brzmią mniej więcej tak: „Ratunku, jestem samotna!”, „Gdzie znaleźć faceta?”, „Dlaczego jestem sama?!”. Kobiety udzielają sobie oczywiście solidarnie wsparcia, polecają specjalistyczne lektury, a często też wizytę u psychologa. Starałam się znaleźć poradę, która mówiłaby cokolwiek o wybraniu się na kurs uwodzenia. Bez powodzenia. Okazuje się jednak, że takie szkolenia stają się coraz bardziej popularne.
Około 1/4 zainteresowanych szkoleniami to kobiety. Są one najczęściej zainteresowane szkoleniami w grupie, dużo rzadziej indywidualnymi zajęciami. W przypadku panów jest zupełnie na odwrót. Na kurs przychodzą naprawdę przeróżne osoby. Przekrój wiekowy to 18 do nawet 50-kilku lat.
Panie mogą na takich kursach nauczyć się jak zaintrygować płeć przeciwną, jak stworzyć satysfakcjonujące relacje i jak zjednywać sobie ludzi. Mogą poznać też tajniki odpowiednich stylizacji. Zupełnie nie chodzi o zrobienie z siebie wampa, ale o subtelny, uwodzicielski look. Kursy mają też objaśniać paniom meandry psychiki męskiej.
Opinie o takich kursach są bardzo podzielone. Jedna z internautek napisała: „Myślę, że te szkoły uwodzenia to wyciąganie od zakompleksionych ludzi kasy. Próba wmówienia im, że jest cudowne panaceum, które pozwoli im panować nad sytuacją i przemienić ich w kogoś, kim nie są i tak naprawdę nie chcą być. Potencjalny związek powinien opierać się na szczerości, a nie na wyuczonych gestach bo te zawsze są sztuczne.” Podobnie sądzą też zapytane przez nas kobiety.
Osobiście nie chciałabym wziąć udziału w takim kursie. Uważam, że to bez sensu. Zresztą nie lubię podrywać facetów. Wolę być przez nich zdobywana. Źle mi się to kojarzy, z jakimiś laluniami albo dziewczynami, które nie znają swojej wartości.
Może da się takie kursy potraktować jako swego rodzaju terapię? Może są dobrym sposobem na pozbycie się kompleksów, otworzenie na świat i zaakceptowanie siebie w pełni?
Jeśli kobiety decydują się na kurs uwodzenia i czują, że jest im to potrzebne, to bardzo dobrze. Jest to jednak narzędzie zastępcze. Poczucie atrakcyjności powinno pochodzić z wnętrza siebie. Żaden kurs uwodzenia, jakiekolwiek miałby rekomendacje, nie nauczy, jak radzić sobie z odrzuceniem, ze zdradą, brakiem poczucia bezpieczeństwa. Tutaj kobieta przegląda się ciągle w oczach partnera. "Jestem atrakcyjna, bo on tak sądzi." Takie myślenie nie pomoże jej zbudować wysokiej samooceny.
Jak mówią prowadzący, zależy im przede wszystkim właśnie na trwałych, pozytywnych zmianach w myśleniu. Nie chodzi o to, aby w jeden dzień uczestniczka czy uczestnik mogli poderwać 30 osób. Chodzi im o to, aby wpłynąć na nich długoterminowo.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
