700 lobbystów posłanych do akcji na Kapitolu, luksusowe wycieczki do Izraela dla deputowanych, 40 milionów dolarów wydane na ogłoszenia skierowane do ustawodawców. W ten sposób AIPAC, czyli najpotężniejsze żydowskie lobby na świecie, walczy, by Kongres USA odrzucił porozumienie nuklearne z Iranem.
Umowa na włosku
W Stanach Zjednoczonych właśnie rozgorzała bitwa, w której stawką jest los historycznego porozumienia nuklearnego z Iranem. Wbrew pozorom to, że światowe potęgi podpisały umowę z Teheranem, nie kończy sprawy. Teraz musi ją aprobować amerykański Kongres, a biorąc pod uwagę fakt, że rządzą w nim Republikanie, bardzo prawdopodobne, że zostanie odrzucona. W takim wypadku prezydent Obama będzie musiał ratować się prawem weta, które obalić może tylko większość 2/3 w obu izbach parlamentu.
Dlaczego “bitwa”? Prezydent Obama ma przeciwko sobie nie tylko niechętnych porozumieniu z Iranem Republikanów. Dołączyła też do nich część Demokratów, a także – a może przede wszystkim – sporej części społeczności amerykańskich Żydów, którzy “układ” z Iranem widzą jako zdradę sojuszu Ameryki z Izraelem.
To ich działania są dziś najbardziej widoczne i wywołują największe kontrowersje. Przede wszystkim chodzi o to, co robi AIPAC, czyli Amerykańsko-Izraelski Komitet Spraw Publicznych. Tę organizację lobbującą na rzecz Izraela zwykło się określać mianem najpotężniejszego politycznego lobby w Stanach Zjednoczonych. Nie bez powodu.
Wpływ bez precedensu
Od dawna część radykalnych krytyków mówiła o niej jako o “agenturze rządu Izraela”, która trzyma w garści rzeszę polityków. Jednak dopiero teraz o jej sile mówi się i pisze powszechnie, choć bez tak daleko idących wniosków. Amerykańskie media zastanawiają się wręcz, czy historia sprawy z Iranem nie pokazuje, że lobbing AIPAC przekracza akceptowalne granice…
Milion dolarów – tyle kosztuje wycieczka do Izraela, na którą AIPAC zaprosił 58 kongresmenów. Komitet (za pośrednictwem fundacji) sponsoruje takie wyjazdy co dwa lata, a biorą w nich udział nowo wybrani parlamentarzyści. Tym razem emocji jest więcej, bo wiadomo, że głosowanie ws. Iranu za pasem.
“Polecą klasą biznes, zatrzymają się w pięciogwiazdkowych hotelach…. Cel AIPAC to 80 proc. kongresmenów, którzy przynajmniej raz odwiedzili Izrael. To przykład bez precedensu w demokracjach na świecie – przykład wpływu jednego państwa na system polityczny innego” – pisze o sprawie brytyjski “Guardian”.
To tylko próbka możliwości AIPAC. Grupa Citizens for a Nuclear Free Iran, którą sponsoruje, wydała 40 milionów dolarów na ogłoszenia w 35 stanach, w których nakłania kongresmenów do obalenia porozumienia z Iranem. Krytycy skarżą się, że tak potężne środki zostały zaangażowane do szerzenia fałszywego przekazu na temat konsekwencji umowy z Teheranem. Obamę porównuje się w nim do brytyjskiego premiera, który w 1938 roku podpisał porozumienie z Hitlerem.
Przekaz wędruje także innymi drogami. Do boju o głosy parlamentarzystów posłano kilkuset aktywistów AIPAC. Już teraz widać, że mogą być skuteczni. Sprzeciw wobec forsowanej przez Obamę umowie zadeklarował wpływowy Demokrata Chuck Schumer. "New York Times" podkreśla, że w ostatnim tygodniu jego biuro odwiedziło 60 lobbystów AIPAC.
Ustawić Biały Dom
O potędze Amerykańsko-Izraelskiego Komitetu świadczą również inne fakty, chętnie podnoszone w ostatnich medialnych publikacjach. Kiedy prezydent dowiedział się o tym, jak szeroko zakrojona jest akcja AIPAC, zaprosił przedstawicieli organizacji na spotkanie w Białym Domu. Chciał, by poznali fakty na temat sprawy Iranu. W odpowiedzi poproszono go, by przysłał kogoś do hotelu w centrum Waszyngtonu, gdzie aktywiści Komitetu gromadzą się, by przygotowywać się do akcji lobbingowych w Kongresie...
Tak też się stało. Problem w tym, że po tym, jak trzej oficjele zakończyli swoje wystąpienia, odmówiono im możliwości odpowiedzi na pytania z sali. Być może ze strachu, że szczegóły porozumienia nuklearnego zburzyłyby ich sprzeciw.
"Guardian" zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. Za sprawą aktywności AIPAC powstaje wrażenie, że większość amerykańskich Żydów jest przeciwko umowie z Iranem. Tymczasem sondaże pokazują, że stosunek głosów to 48 do 28 proc.... na korzyść decyzji Obamy.
– Bitwa o porozumienie z Iranem coraz bardziej staje się bitwą, gdzie po jednej stronie jest opinia publiczna, a po drugiej miliarderzy-donatorzy. Jedni mają "społeczne masy", drudzy... pieniądze – powiedziała dziennikowi Trita Parsi, szefowa National Iranian American Council. To chyba najlepsze podsumowanie.