Powstała firma, która wyczyści buty za niewielkie pieniądze
Powstała firma, która wyczyści buty za niewielkie pieniądze SneakersWash / Facebook

Ulica Smolna w Warszawie, dwóch chłopaków niespełna trzy miesiące temu otwiera SneakersWash. To punkt, do którego przynosisz buty do czyszczenia. Na miejscu możesz napić się kawy i poczytać gazetę. W ten sposób nowy rodzaj showroomu zyskuje popularność w stolicy.

REKLAMA
Pucybuci 2.0
– Z Przemkiem przyjaźnimy się kilka lat – opowiada Patryk Puczyłowski, współzałożyciel SneakersWash. – Jaramy się butami i związanymi z nimi nowościami. W ich wypadku pasja stała się zawodem. On jest absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego i trenerem personalnym, jego kolega to wzięty fryzjer. Nie mają problemu z przyznaniem się do fanatyzmu na punkcie obuwia.
logo
Patryk Puczyłowski i Przemek Kowalski, właściciele SneakersWash SneakersWash / Facebook
Ten temat zawsze przewijał się w ich rozmowach – wymiana porad czy testowanie różnych produktów pielęgnacyjnych były na porządku dziennym. – Kojarzysz zapewne ten moment, kiedy pani w sklepie z butami proponuje jakiś kosmetyk … My mieliśmy chyba wszystkie. Wybraliśmy najlepsze i proszę … – śmieje się Patryk.
Na pytanie, czy mogę nazwać ich współczesnymi pucybutami, odpowiada, że jak najbardziej. Ich praca nie różni się niczym innym od tego, co robią koledzy po fachu, poza tym, że nie obsługują klientów na ulicy, ani w pośpiechu. Preferują bliższy kontakt, dlatego zapraszają na rozmowę przy świeżo zaparzonej kawie. – Bez nadęcia – dodaje Puczyłowski.
Polak czyści buty
Na czym właściwie polega ich praca? Za każdym razem chodzi o renowację i odświeżenie już znoszonych butów. Kilkuosobowy zespół proponuje czyszczenie podstawowe lub premium. Pierwsze to koszt między 35 a 60 zł, obejmuje m.in. pranie wkładek i sznurowadeł, w drugim wypadku płaci się od 80 do 180 zł – do wymiany idą prawidła, niektóre elementy są też malowane, używają droższego impregnatu.
logo
Efekty pracy SneakersWash SneakersWash / Facebook
– Bywa tak, że odmawiamy przyjęcia – mówi współwłaściciel miejsca. – Dotyczy to butów, których renowacja już nie ma sensu, to znaczy: są bardzo zniszczone i trzeba wymieniać jakieś części. A czasami zdarza się po prostu tak, że ludzie przynoszą nam je tak bardzo brudne, że wówczas również musimy powiedzieć nie – dodaje. Swoje działanie opierają na pracy manualnej, do której używają przede wszystkim kosmetyków jednej marki, mają też kilka „tajnych specyfików”.
logo
Efekty renowacji SneakersWash / Facebook
Patryk Puczyłowski

Dlaczego ktoś ma oddać swoje buty? To wygodny sposób, szczególnie teraz, kiedy ludzie mają coraz mniej czasu i często potrzebują pomocy. Markety pękają od różnego rodzaju butów i nie zawsze normalny, szary człowiek wie, jak się za nie zabrać, by ich nie zniszczyć. Wtedy pojawiamy się my.

Polacy jednak nadal częściej wrzucą ulubione trampki do pralki, niż poszukają specjalisty. Mój rozmówca zaznacza jednak, że nie wiadomo, co z niej wyciągną, ale zwykle po mechanicznym praniu but po prostu traci swój urok. – Bywa tak, że kochamy tę jedną parę, ale nie można nosić jej cały czas, bo padnie jak konie na Morskim Oku – dodaje. Zauważa też tendencję społeczną, szczególnie w hipsterskich kręgach, dającą przyzwolenie na noszenie brudnego obuwia. – Upie... but jest niby spoko, ale myślę, że odchodzimy już powoli od takich kanonów – stwierdza.
Każdy jest inny, każdy ma swoją historię
A propos, jaki przypadek był najgorszy? Patryk kokieteryjnie stwierdza, że jeszcze taki się nie trafił, może z miłości do obiektu, bo każdą kolejną parę traktuje jako ciekawe wyzwanie. Podobnie jest z oczekiwania klientów, którym często wydaje się, że dostaną zupełnie nowe buty, chociaż już w momencie oddania wiedzą, czego się spodziewać. Do SneakersWash przychodzą właściciele mokasynów, szpilek, emu, no i oczywiście sneakersów. Po czyszczeniu, trwającym od 3 do 9 dni, nie tylko oni mogą oglądać efekty końcowe.
logo
Przed i Po SneakersWash / Facebook
Fan page, który lubi ponad 4 tysiące osób, składa się ze zdjęć poddanego renowacji obuwia – na zasadzie zestawienia „Przed” i „Po”. – Wiesz, promujemy swoją ciężką pracę na Facebooku, a to szybko się rozprzestrzenia – tłumaczy Patryk. – Mamy pełne ręce roboty. Kiedy dopytuję, czy na fali popularności nie planują otwarcia kolejnych punktów, słyszę: Nie mówimy „Nie” nowym lokalizacjom, nasza mała firma na Smolnej to tylko chwilowe miejsce.

Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl