- Sukces ma wielu ojców – o tej starej prawdzie zapomnieli, bądź celowo ją pomijali, działacze różnych orientacji politycznych, którzy po zwycięstwie nad bolszewikami w Bitwie Warszawskiej obudzili się... w wolnej Warszawie. I od razu rozpoczęli licytację na zasługi.
Pomijając już fakt, że dla milionów religijnych Polaków sukces pod Warszawą był w głównej mierze dziełem samego Stwórcy, stwierdzić trzeba z przykrością, że mimo utworzenia koalicyjnego Rządu Obrony Narodowej, polskie piekiełko nie było wymysłem. Kiedy bolszewik odszedł już spod polskiej stolicy, mocno się kłóciliśmy.
Naczelnik Józef Piłsudski, który dopiero co został pierwszym marszałkiem odrodzonej Polski, a niedawno - po zajęciu Kijowa - nazywano go "drugim Chrobrym", był bezsprzecznie wielkim talentem dowódczym. Była noc z 5 na 6 sierpnia, gdy zamyślony wódz rozważał wszelkie „za” i „przeciw”. Świadomy wielkiego zagrożenia oraz dotychczasowego obrotu spraw na wojnie, postanowił trzymać się zasady, w myśl której… najlepszą obroną jest atak. Celem było stoczenie rozstrzygającej bitwy na prawym brzegu Wisły. Tak rodził się plan wykonania kontrofensywy ze skrzydła wojsk polskich. Jak się okazało, manewr ten był decydujący dla powodzenia całej batalii.
Ale, naturalnie, nie sam Piłsudski obmyślił ów wojenny plan. Wspierali go doskonali sztabowcy z gen. Tadeuszem Rozwadowskim na czele. To on, goszcząc w rezydencji Naczelnika, zaproponował, aby uderzenie zaczepne wykonać znad rzeki Wieprz. Mniej więcej 100 kilometrów na południe od Warszawy zamierzano koncentrycznie natrzeć na wroga, w celu jego kompletnego zaskoczenia. Bolszewicy byli pewni swego, ale nie wiedzieli, że polski radiowywiad przechwycił ich meldunki. Piłsudski i spółka znali ruchy przeciwnika.
Stosowny rozkaz gen. Rozwadowski podpisał 6 sierpnia. Bezsprzecznie w jego opracowaniu wzięło udział dwóch wybitnych wojskowych. Jeden bez żadnej szkoły – stopniem ledwie brygadier, a już dzierżył buławę marszałkowską... Człowiek, który dał początek idei legionowej, od której zrodziła się późniejsza niepodległość. Z drugiej strony doświadczony oficer, który na planowaniu bitew zjadł własne zęby.
Ale to nie koniec. Był jeszcze co najmniej jeden „ojciec” zwycięstwa. Generał Maxime Weygand, szef francuskiej misji wojskowej, który przybył do Polski w trzeciej dekadzie lipca 1920 roku. Wcześniej dowodził armią u boku samego marszałka Ferdynanda Focha; wykazał się w I wojnie światowej. Nic dziwnego, że spodziewał się, że i teraz odegra przysłowiowe „pierwsze skrzypce”. Srogo się zawiódł…
Francuz nie był tym „jedynym”. Co prawda było mu po drodze z gen. Hallerem, ale długo nie umiał się dogadać zarówno z Piłsudskim, jak i Rozwadowskim. Wszelkie jego pomysły na walkę były od razu torpedowane przez „niegościnnych” Polaków. Był zwolennikiem walki obronnej, a nad Wisłą zastał przygotowania do ataku.
Gdy 25 sierpnia opuszczał Polskę, niekoniecznie – mimo przyznanego mu Orderu Virtuti Militari – był zadowolony. A zesłały go ponoć, jak przekonywali przeciwnicy Piłsudskiego, same niebiosa. Co więcej, endecka prasa uparcie powtarzała, że to zachodni alianci nauczyli Naczelnika rzemiosła wojennego. A, że Weygand był ponoć bardzo skromny, nie wspomniał o swojej wielki roli…
Trudno pominąć rolę świeżo upieczonego ministra spraw wojskowych – gen. Kazimierza Sosnkowskiego, który czynił wszystko, aby sprawnie rozbudować Wojsko Polskie. Inny bliski Piłsudskiego – gen. Edward Rydz-Śmigły dowodził Frontem Środkowym, siłami którego przeprowadzone kluczowe uderzenie znad Wieprza. Generał Sikorski, także mający legionową przeszłość, bardzo sprawnie wydawał rozkazy 5 Armii, która atakowała z rejonu Wkry.
Endecja też miała swojego bohatera – był nim gen. Józef Haller, generalny inspektor Armii Ochotniczej, dowódca Frontu Północnego. Ludowcy nie pozostawali dłużni –wskazywali na rolę, jaką w czasie bolszewickiego zagrożenia odegrał Wincenty Witos, premier Rządu Obrony Narodowej.
Wymienianie „ojców zwycięstwa” to rola z wielu względów niewdzięczna, łatwo kogoś pominąć. A bohaterów po polskiej stronie w tych trudnych, gorących sierpniowych dniach, było mnóstwo.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!
Reklama.
Edgar Vincent d’Abernon
Nie wiadomo, kto był rzeczywistym twórcą polskiego planu obrony, jednak zarówno oświadczenia Weygand’a, jak i Piłsudskiego, każą wnioskować, iż osobistej inicjatywie Piłsudskiego zawdzięczać należy najśmielsze posunięcia tego planu.
E. V. d'Abernon, Osiemnasta decydująca bitwa o dziejach świata, Warszawa 1990
Norman Davies
Legenda o wiktorii Weyganda stanowi doskonały przykład zasady, że w historii mniej ważne od tego, co się rzeczywiście zdarzyło, jest to, w co ludzie wierzą, że się zdarzyło. Wersja ta jest wszak zgodna z uprzedzeniami mieszkańców Europy Zachodniej, którym zawsze miło usłyszeć o zwycięstwie aliantów; potwierdza również przesądy komunistów, którzy domagają się, by w każdej opowieści figurował imperialistyczny złoczyńca.
N. Davies, Orzeł biały, czerwona gwiazda, Kraków 1997
Norman Davies
To, czy szczegóły zostały nakreślone przez Piłsudskiego, Rozwadowskiego, Weyganda, przez nich wszystkich, czy nawet przez kogoś innego, nie ma znaczenia. Każdy średnio kompetentny strateg zaznajomiony z warunkami wojowania na Kresach przyznałby, że takie dyrektywy były pożądane. Zasadnicza decyzja nie dotyczyła wszakże szczegółów; w istocie chodziło o osąd moralny: czy można ważyć się na przegrupowanie całego wojska w ciągu jednego tygodnia; czy armia może ryzykować naruszenie szyku bojowego w sytuacji, gdy wróg puka już do wrót stolicy? Taka decyzja mogła należeć tylko do Wodza Naczelnego i tym, który ją podjął, był Piłsudski.
N. Davies, Orzeł biały, czerwona gwiazda, Kraków 1997.