
W Warszawie odbył się piąty w tym roku koncert Męskiego Grania. Od godziny 17 do późnych godzin nocnych, tysiące osób bawiło się w Forcie Bema, słuchając dobrej muzyki. Jakie są nasze obserwacje? Kobiety rządzą!
Zaczęło się od Warszawskiego Combo Tanecznego, które wprowadziło nową jakość do warszawskich przedwojennych i nieco późniejszych, piosenek. Niecałą godzinę później na scenie zapanowali Curly Heads z Dawidem Podsiadło na czele. Powoli zaczęli już zbierać się ludzie. Przeważające wcześniej pod sceną koce zaczęły znikać. Pierwszy szał był w momencie pojawienia się na scenie gościa specjalnego zespołu – Katarzyny Nosowskiej. Muzyk stwierdził, że spełniają się ich największe marzenia. Publiczność zareagowała podobnie.
Od tego momentu było mocno. Energetycznie. Emocjonalnie. Od początku do końca. Katarzyna Nosowska pojawiła się na scenie tego wieczoru po raz drugi (i na szczęście nie po raz ostatni). Jej nazwisko jest marką samą w sobie. Teksty niebywale ponadczasowe i trafiające do wszystkich. Mocne brzmienia, trochę powrotu do punk rocka i znaczący początek „Mileną”. Niebywałe jest, jak bardzo koncerty Nosowskiej są od początku do końca dopracowane. Kreacja sceniczna jest od pierwszego wejścia, do zakończenia genialna. To tylko niektóre komentarze, które pojawiły się w internecie: Nosowska the best!!!; Było idealnie; Najlepsza; Uwielbiam jak prawie po każdej skończonej piosence mówi "dziękuję ślicznie”.
Jako ostatnia, swój solowy koncert zagrała Maria Peszek. Wulkan energii, siła, eksperyment, ogromny ogień. Cała publiczność śpiewała razem z nią i wszyscy byli w tym momencie „ludźmi psami”.
Kobiety zdecydowanie rządziły na scenie. Trudno jest mi określić, która była lepsza. Były zupełnie inne. Maria Peszek nakręcona, pełna energii, nie mam pojęcia skąd jej tyle ma. Nosowska jak zawsze z klasą. Muzycznie i tekstowo genialnie. Nie umiałabym wybrać, która lepiej. Obie były dla mnie mistrzyniami koncertu.
Wielki finał koncertu, jak to przystało na prawdziwe mistrzostwa, rozpoczął się od półfinału. Kortez, ze swoją klimatyczną piosenką „Zostań” wprowadził publiczność w niezwykle osobiste rejony. Wyostrzył wszystkim słuch na emocje, które miały dopiero przyjść.
Starsi, młodsi, artyści, zupełni amatorzy. Jestem przekonana, że wszyscy znaleźli coś dla siebie. Mimo, że nie jestem fanką uniwersalnych atrakcji, to w tym przypadku, jestem przekonana, że w tym tkwi siła.
Dla mnie rządziła muzyka, niezależnie od płci. Nawet jeśli jest to "Męskie Granie", to Nosowska i Peszek mają takie jaja, że że porwały wszystkich.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
