Czy naszą radosną telefoniczną twórczość można nazwać sztuką?
Czy naszą radosną telefoniczną twórczość można nazwać sztuką? Fot. Pixabay.com

Włączasz Facebooka, czy Instagrama i wita Cię leśny krajobraz. Ewentualnie jezioro. Zachwyty, ochy, achy. I nie możesz zrozumieć tylko jednego. Czy nikt z twoich znajomych nie widział w życiu lasu? A nie. Przepraszam. To ma być sztuka. Może przez małe „s”, ale chyba o to w tym chodzi. Gdyby się jednak nad tym zastanowić - może to dobrze, że staramy się chociaż w taki sposób realizować nasze aspiracje artystyczne.

REKLAMA
Sztuka sztuce nierówna
Czasami zdarza się tak, że fotograf musi „polować” na obraz wiele dni, miesięcy, a nawet lat. Zupełnie przeciętny człowiek, użytkownik smartfona, spędza nad zdjęciem kilka minut (wliczając w to oczywiście zabawę filtrami i magiczną różdżką). Czy słusznie możemy nazywać to sztuką, a siebie fotografem?
Marcin Połowianiuk
Fotograf

W czasach moich dziadków przypadał jeden fotograf na miasto, w czasach moich rodziców – jeden na rodzinę. Dziś te proporcje zupełnie się odwróciły, bo jeśli dobrze policzyć, każdy z nas ma aparat. I to nawet nie jeden, a kilka: w smartfonie, w tablecie, w laptopie. Banalnie prosty dostęp do sprzętu spowodował, że produkujemy niewyobrażalne ilości zdjęć, których nie mamy nawet czasu oglądać, bo przecież cały czas dochodzą nowe.

Współczesna technologia rzeczywiście daje nam ogromne możliwości. Nie zmienia to jednak faktu, że potrzebna jest wciąż konkretna wiedza i umiejętności. – Różnica między świadomym fotografem a „smartfonowym pstrykaczem” polega na tym, że ten pierwszy robi 20 zdjęć, z czego 10 jest świetnych. U tego drugiego na 10 dobrych kadrów przypada 2000 nijakich.
Marcin Połowianiuk dodaje – Pozostaje również pytanie, na ile świadomie powstają dobre zdjęcia. Profesjonalny fotograf wie co chce osiągnąć i wie również jak to osiągnąć. To go wyróżnia na tle amatora, który działa przypadkowo i czasem nawet nie potrafi poznać dobrego zdjęcia, bo po prosu nie wie, czym powinna się charakteryzować udana fotografia. Wszystko jest więc kwestią świadomości i opatrzenia. Dla kogoś kto fotografuje od lat, dużo więcej kadrów wydaje się banalnych i niepotrzebnych.
Co kryje się za obrazkiem?
Co ważne w tej kwestii, powinniśmy zastanowić się, jakie inne potrzeby mogą pomagać nam spełniać tego typu zdjęcia. Być może nie jest to tylko kwestia ładnego obrazka. Jak powiedziała nam jedna z naszych rozmówczyń, która sama chętnie wrzuca zdjęcia przyrody na Facebooka i Instagrama, sprawa nie jest taka oczywista.
– W moim przypadku dodawanie zdjęć przyrody wynika z potrzeby pokazania znajomym z FB, że mam jakieś życie. Na co dzień pracuję zdalnie, przez co przesiaduję całymi dniami w domu, rzadko spotykam się ze znajomymi. Moje życie jest generalnie dość nudne. Dzięki takim zdjęciom, oraz lajkom od znajomych, w mojej głowie powstaje iluzja namiastki ciekawego życia. A dlaczego akurat przyroda? Głównie dlatego, że nie przepadam za fotografowaniem siebie, rzadko kiedy korzystnie wychodzę na zdjęciach. Z kolei zdjęcie zachodzącego słońca, jezior, czy lasów trudno jest zrobić brzydkie. Muszę przyznać, że jestem nieco "uzależniona" od lajków na FB, a mało co zbiera ich tak wiele, jak zdjęcia ładnych widoczków.
Czy tylko irytacja?
Czy przyroda na Facebooku może nas tylko i wyłącznie irytować? Paulina sama nie wrzuca wielu zdjęć na Facebooka. Owszem, zdarzają się według niej denerwujące fotografie, ale nie są to raczej zdjęcia lasu – Nie wydaje mi się, że jest to zaśmiecanie Facebooka. Bardziej irytujące jest wstawianie zdjęć młodych pań eksponujących swoje walory fizyczne... A publikacja zdjęcia lasu? Przyjemny widok pośród Facebookowych śmieci. – jak dodaje – Sama używam filtrów w telefonie i eksperymentuję ze zdjęciami. Jest to dla mnie bardziej forma zabawy i możliwość uwieczniania miłych chwil w oryginalny sposób.
Zdjęcia widoczków wpływają też na niektórych kojąco, a „ochy” i „achy” pod fotografiami, wcale nie muszą być wymuszone – Co do oglądania zdjęć przyrody udostępnianych przez innych, obserwuję u siebie, że zazwyczaj poprawiają mi one humor. – ocenia nasza rozmówczyni – Pod warunkiem, że są to miejsca, które dla mnie również mogą być łatwo dostępne. Co innego, kiedy widzę fotki z egzotycznych krajów, czy też innych miejsc, w których akurat chciałabym się znaleźć. Te zazwyczaj powodują ukucie zazdrości i przypomnienie o tym, jak nudne jest moje życie.
Maja
25 lat

Fotki przyrody na Facebooku to dla mnie forma popisania się przed kimś. Coś w stylu "ja jestem w pięknym miejscu, a Ty siedzisz na tyłku w mieście".

Nie takie krajobrazy straszne, jak je fotografują
Psychologiczne aspekty umieszczania zdjęć na portalach społecznościowych to jedno. Kiedy jednak zastanowimy się nad ich aspektem estetycznym, zdania są podzielone. Bo gdzie właściwie możemy umieścić nasze współczesne poczucie estetyki? Czy jest to kwestia kluczowa dla zdjęć z serwisów społecznościowych? Pewnie nie, skoro przewijając ekran myszką, widzimy dziennie kilka, lub kilkanaście "dzieł sztuki". Dobrze byłoby jednak starać się o zachowanie w tym wszystkim dobrego smaku.
Marcin Połowianiuk
Fotograf

To właśnie liczba zdjęć sprawia, że widz traktuje je masowo. Często nawet ich nie ogląda, a po prostu na nie patrzy. Przeciętny widz traktuje zdjęcia jednowymiarowo, zakładając z góry, że fotografia ma wyłącznie cieszyć oko, że nie musi być czymś więcej. Stąd bierze się popularność wszystkich filtrów, które w fotografii są jak przyprawy. Dobrze przyprawione danie smakuje lepiej, ale czy można się najeść samymi przyprawami?

Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl