
Marek Bachański, lekarz Centrum Zdrowia Dziecka, który stosował eksperymentalną terapię leczenia padaczki marihuaną, nie składa broni. Uważa, że jest ofiarą linczu i ma zamiar walczyć o dobre imię w sądzie. W tej sprawie wystosował list do ministra zdrowia. Właśnie doczekał się odpowiedzi.
REKLAMA
Według adresata, pismo jest pełne „nieprawdziwych informacji”. Co to znaczy? Bachański stwierdził, że szpital doskonale wiedział o wykorzystaniu marihuany w 10 przypadkach, mało tego, pozostawił lekarzowi wolną rękę w prowadzeniu terapii. Zaznaczył też, że pragnął jej kontynuacji – chciał poszerzyć grono pacjentów do 60 – 70 osób. Był bowiem przekonany, że przynosi ona założone rezultaty.
Według powołanych ekspertów Bachański miał rację, choć przyznano ją bardzo ostrożnie. - Nie ma jednoznacznych i niepodważalnych dowodów naukowych potwierdzających skuteczność i bezpieczeństwo długoterminowego stosowania pochodnych konopi indyjskich – pisze Zembala - W związku z czym konieczne jest prowadzenie badań, które ustalą ostatecznie przydatność kliniczną tych potencjalnych leków. Leczenie z ich wykorzystaniem nie zostanie zatem zawieszone.
Szef resortu odniósł się do zarzutów zawieszonego lekarza. Zaprzecza, że Centrum Zdrowia Dziecka miało wiedzieć o przeprowadzanych eksperymentach i stwierdza wprost ich nielegalność. Pisze: nie było żadnego protokołu leczenia, nie zapewniono w sposób systematyczny kontroli stanu zdrowia dzieci. Prokuratura wszczęła właśnie postępowanie w tej sprawie.
Okazuje się, że niepokorny specjalista ma prawo wrócić do szpitala po przymusowym urlopie i kontynuować rozpoczętą pracę. W swoim liście odgrażał się, że wyjedzie za granicę po tym jak został „zaszczuty” przez współpracowników. Podkreślił, że jedyne na czym mu zależy to dobro pacjentów.
Źródło: mz.gov.pl
