Bramki na ostatnim odcinku krakowskiej obwodnicy, tuż przed zjazdem na zakopiankę. Po prawej stronie dwa samochody na włoskich rejestracjach. Przed nimi Holender. Z drugiej strony Białoruś i Brytyjczyk. Ruszamy dalej. Mijają nas Czesi. I jeszcze Estończyk. Przez ułamek sekundy mamy wrażenie, że na polskiej drodze jesteśmy jedynymi Polakami. A przed pensjonatem czeka jeszcze Austriak. I Francuz.
Austriacy przyjechali zwiedzać Kraków, ale w Tatry wyskoczyli na kilka dni, żeby zobaczyć polskie góry. Głównie Morskie Oko i Kasprowy Wierch. – Alpy mamy u siebie. Tu jest przepięknie! – zachwyca się Karen. Pod Gubałówką kupiła góralskie kapcie. Spróbowała oscypka, ale smak nie bardzo jej odpowiada. Mówi, że chętnie by tu jeszcze wróciła. A klimat iście sielsko-wiejski. Rano pieją koguty, wieczorem koncertują świerszcze. No i krowy. Te słychać praktycznie bez przerwy. A góralki stojące pod sklepem? Karen bardzo się to podoba.
– Turyści przyjeżdżają z całego świata. I jest ich coraz więcej. Od połowy czerwca do połowy września. Anglicy. Bardzo dużo Włochów i Hiszpanów. Amerykanie. Przyjeżdżają nawet z Tajlandii, Japonii i Chin – słyszę w informacji turystycznej w Zakopanem. Zresztą wystarczy przebić się samochodem przez miasto. Samochodów na włoskiej rejestracji jest naprawdę bardzo dużo.
Skocznia, Kasprowy, Gubałówka muszą być
Marcin Karolczyk, przewodnik tatrzański, nie ma złudzeń, że zaczyna się moda na polskie góry. – Przyjeżdża coraz więcej zagranicznych turystów, którzy odkrywają, że w Europie Środkowej są regiony, których dotąd nie znali. Odkrywają Dziki Wschód i widzą, że tu naprawdę jest co zwiedzać. Są i góry, i jeziora, i zabytki. Alpy już znają. Chcą chodzić po górach, wspinać się – mówi naTemat. Na szlakach spotyka coraz więcej Szwedów, Duńczyków, Hiszpanów, Anglików.
Sam oprowadza po górach zagraniczne grupy i turystów indywidualnych. Gdy rozmawiamy, właśnie wędruje z Francuzami i Szwajcarami. Na razie są w Tatrach Niskich na Słowacji. Ale przez Czerwone Wierchy będą przechodzić do Zakopanego. I tu spędzą jeden dzień. Zobaczą stary cmentarz, skocznię, uliczki Kościeliska. Gdyby zostali dłużej, pewnie zaliczyliby Kasprowy, Spływ Dunajcem i jazdę wozami do Morskiego Oka. To taki standard, który zalicza każda zagraniczna wycieczka.
– I są bardzo pozytywnie zaskoczeni. Na przykład tym, że w Tatrach są normalne drogi, hotele. Zupełnie, jak u nich. Jadąc tu mają zupełnie inne wyobrażenia. Jakby czas się u nas zatrzymał w latach 70. – mówi naTemat. Ale góralski folklor bardzo im się podoba. To, że jest taki żywy. – Jak idziemy przez pola Podhala i widać, jak ktoś siano grabi, to wydaje im się to wprost fenomenalne – mówi przewodnik. Wspomina sytuację, gdy z okien autokaru turyści zobaczyli, jak chłop orze pole. Z koniem. I natychmiast rozległo się: Stop! Kierowca się zatrzymał. – Cała grupa wybiegła z teleobiektywami. Mężczyzna schował się do lasu. A oni mówili, że takich rzeczy to u nich nawet w skansenie się nie zobaczy – opowiada.
Wszyscy, z którymi rozmawiam, nie mają wątpliwości, że zagranicznych turystów przyciągają góry. Nie Zakopane, ani inne miasta na południu naszego kraju. Zresztą najazd obcokrajowców odczuwalny jest też i w Pieninach, i w Karkonoszach, i w Tatrach słowackich. – Po analizie noclegów oraz obserwacji rejestracji samochodowych wiemy, że przyjeżdżają turyści np. z Danii, Holandii czy Wysp Brytyjskich, a także z Czech – informował kilka dni temu Andrzej Raj, dyrektor Karkonoskiego Parku Narodowego.
Bardzo chcieli zobaczyć góry
Francis, Francuz, który wędruje z Marcinem Karolczykiem, przyznaje, że w Tatry trafił trochę przez przypadek. Szukał fajnych tras i znalazł ofertę w internecie. – Bardzo mi się podoba, ale pogoda koszmarna. Leje – słyszę. Anna, którą spotykam w busie, jest Polką, ale ma męża Niemca. Przywiozła ze sobą całą niemiecką rodzinę, bo bardzo chcieli zobaczyć góry. Idą do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Na Hali Gąsienicowej Francuzi robią zdjęcia niemal pod każdą kosodrzewinką. – Jak wracają do hotelu to słyszę tylko zachwyt – przyznaje pracownik zakopiańskiego hotelu Aries. Nawet nie jest w stanie podać, z jakich krajów najwięcej przyjmują turystów. – Z całego świata. Jest ich naprawdę bardzo dużo – mówi.
W Tatrzańskim Parku mówią jeszcze o Ukraińcach i Rosjanach, których szczególnie dużo pojawiło się zwłaszcza w ostatnich dniach. To dość niezwykłe, gdyż akurat oni okupują Zakopane w grudniu i styczniu. W okolicach Nowego Roku i prawosławnego Bożego Narodzenia. – Jest ich tylu, że w mieście szybciej można się wtedy porozumieć po rosyjsku niż po polsku – słyszę w informacji.
Po prostu jest tanio
Sklep z obuwiem na Krupówkach. Na podłodze siedzi dziecko w napadzie histerii. Matka krzyczy po rosyjsku, że nie kupi tych butów. W końcu ulega. Dziewczynka przymierza sandały, widać, że za małe, bo pięta mocno wystaje. Rosjanka jednak płaci. Nie były drogie. – Rosjanie robią ogromne zakupy, ale najczęściej kupują rzeczy te z wyższej półki. Skórzane buty. I skóry w ogóle – mówi chwilę później sprzedawczyni.
Bo i dla Rosjan, i dla Niemców, i dla Anglików i wielu, wielu innych, w Polsce zwyczajnie jest bardzo tanio. Wielu z nich to więc główni klienci bazaru pod Gubałówką...