
Oszczędności? Nie, to ukryte dochody. Mimo, że nie ma obowiązku trzymania pieniędzy w banku, odkładanie pieniędzy poza systemem może sprowadzić na nas niemałe kłopoty. Lepiej się zastanów, zanim kupisz mieszkanie za pieniądze ze skarpety.
"Rzeczpospolita" opisała historię mężczyzny, któremu organy podatkowe ustaliły 300 tys. zł dochodu z nieujawnionych źródeł. Inwestował w nieruchomości, przekazywał dzieciom darowizny w wysokości 440 tys. zł. Nic dziwnego, że zainteresował się nim fiskus, bo jego udokumentowane dochody wynosiły tylko 140 tys.
Z całą pewnością, gdyby podatki i składki były odrobinę niższe to liczba oszukujących fiskusa byłaby mniejsza. Jednak na pewno nie spadłaby do zera więc o takich sprawach jak ta słyszeć będziemy zawsze. Fiskus w tym wypadku musi być bezwzględny, bo inaczej w Polsce będzie Grecja - nikt nie będzie płacić podatków. To na co je przeznaczamy i czy są one wysokie czy niskie to już zupełnie inny temat.
Zbieranie pieniędzy w skarpecie bywa kwestionowane. Zasadą jest, że oświadczenie majątkowe powinno być traktowane jako dowód. Chyba że organ podatkowy jest w stanie udowodnić, że jest nieprawdziwe. – Częstym argumentem organów podatkowych jest niewiele mówiące "doświadczenie życiowe". Mówi ono na przykład, że ktoś nie trzymałby 300 tys. zł w domu tylko korzystał z banków lub innych form oszczędzania, które można uwiarygodnić. To często bywa dowodem dla fiskusa, że ktoś nie mógł mieć takich pieniędzy w domu – mówi doradca podatkowy.
Wyobraźmy sobie, że odkładamy pieniądze do "skarpety". Bo nie lubimy banków, boimy się kryzysów finansowych albo wierzymy tylko w te pieniądze, które mamy w rękach. Po kilku, kilkunastu latach decydujemy się na zakup mieszkania. I tu zaczynają się schody, bo na naszym koncie bankowym nie ma regularnych wpłat, nie ma rachunku oszczędnościowego. A może nawet jest rachunek, ale prowadzony równolegle do "rachunku w skarpecie". Okazuje się, że taka dywersyfikacja może oznaczać tylko problemy. Bo w rozumieniu fiskusa, jeśli odkładaliśmy jakiś grosz na rachunku, maleje prawdopodobieństwo, że legalnie zbieraliśmy też "do skarpety". Proste?
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl

