
Ostatniej kampanii reklamowej Żytniej Extra nie można zaliczyć do udanych. Ich „scenariusz pisany przez Żytnią” to jedna z większych wpadek marketingowych w ostatnim czasie i jest to fakt bezsporny. Agencja PR bielskiego producenta się po prostu nie popisała. Czy jednak cała marka wódki zasługuje na tak ogromy ostracyzm społeczny i medialny? Moim zdaniem nie.
REKLAMA
Zdjęcie niesionego przez grupę mężczyzn, śmiertelnie rannego Michała Adamowicza, członka Solidarności, który zmarł w wyniku ran odniesionych podczas brutalnie tłumionych zamieszek w sierpniu 1982 r., było prawdopodobnie najgorszym zdjęciem, jakiego można było użyć do zareklamowania dobrej imprezy z Żytnią. Faux pas było rzeczywiście ogromne i nie dziwię się oburzeniu środowisk solidarnościowych, mediów i zwykłych ludzi. Krytyka za tę wpadkę niewątpliwie się należała.
Wydaje mi się jednak, że poszła ona zdecydowanie o kilka kroków za daleko, a wszyscy krytykujący bardzo mocno się zagalopowali z okazywaniem swojego oburzenia.
Doszło bowiem nawet do tego, że Anna Maria Anders – córka gen. Andersa, wystosowała oficjalne listy do Prezesa IPN, Prokuratora Generalnego i Rzecznika Praw Obywatelskich, w których domaga się natychmiastowej interwencji w sprawie niefortunnej reklamy. Zaapelowała także do Polaków o bojkot wszystkich produktów wytwarzanych u bielskiego producenta. Co więcej, gdy spojrzeć na komentarze choćby pod postem z przeprosinami na fanpage'u Żytniej, to większość z nich jest obraźliwa, nienawistna, często wulgarna, a komentujący urządzili sobie wyścig szyderstw i hejtów. Wielu z nich także zapowiedziało zupełny bojkot produktów Polmosu Bielsko Biała.
Jak wspomniałem wcześniej, wpadka była naprawdę potworna, ale nie przesadzajmy! Nie poddawajmy ostracyzmowi i nie wystawiajmy od razu na lincz całej marki. Jesteśmy tylko ludźmi, każdy ma prawo do pomyłki, nawet do tak dużej.
Osoba zajmująca się tą kampanią najwyraźniej nie widziała nigdy zdjęcia z lubińskiej tragedii, nie znała kontekstu sytuacyjnego, nie sprawdziła źródeł albo kompletnie nie pomyślała; być może złożył się na to szereg niedopatrzeń i uchybień, a być może coś zupełnie innego. Jednak nie o dociekanie co zawiodło tutaj chodzi. To się stało i czasu się już nie cofnie. Chodzi jednak o to, że w tym momencie na Żytnią Extra i na cały Polmos w ogóle, wylany został kubeł pomyj, a sama marka została zupełnie zmieszana z błotem. A jaki to ma sens?
Przecież zespół Żytniej, zaraz po tym jak wyszło na jaw, że popełnili tę potężną gafę, usunął zdjęcie ze swojego facebookowego fan page'a i przeprosił wszystkich urażonych, zaznaczając przy tym, że publikacja nie była wyrazem braku szacunku, tylko ich nieświadomości i niedopatrzeń weryfikacyjnych.
Najważniejsze powinno być więc to, że potrafili przyznać się do swojego błędu, uderzyć się po prostu, po ludzku w piersi i powiedzieć „przepraszam”. Nie próbowali tuszować swojej wpadki, nie próbowali brnąć w nią dalej, twierdząc że nic się nie stało, nie próbowali też nagle jej zdementować. Popełnili potężną gafę – przyznali się do niej – przeprosili. Tak robi każdy dojrzały człowiek, bo każdy ma prawo do błędu.
Zaraz, każdy ma prawo do błędu? Ta i nie tylko ta sytuacja pokazuje, że chyba jednak nie. Przynajmniej nie w Polsce. Przypomnę sprawę Piotra Kuryły – przez jedną, co prawda ogromną wpadkę, maratończyk jest właściwie wykluczony z życia społecznego i sportowego, a także sytuację Doroty Świeniewicz - byłej reprezentantki Polski w siatkówkę. Ta gdy po zdobyciu złota na Mistrzostwach Europy i rocznej przerwie macierzyńskiej próbowała wrócić do kadry siatkarek – została zmieszana z błotem przez internautów za kilka sportowych niepowodzeń. Szerzej pisał o tym Newsweek.
Chyba więc Polska jest krajem samych ideałów i nieomylnych perfekcjonistów. Tutaj nikt nigdy nie popełnia błędów i wpadek, i nikt nigdy nie może sobie pozwolić na ich popełnienie. Bo gdy to się stanie – litości nie będzie.
Napisz do autora: jakub.rusak@natemat.pl
