Klęska żywiołowa, kataklizm – słychać już od tylu dni, ale oficjalnie taki stan wciąż nie został wprowadzony. Rolnicy płaczą, że zbiory niszczeją. Związki zawodowe wtórują. PSL wzywa, by dla poszkodowanych przez suszę rząd przeznaczył 100 mln zł. Tylko instytut badawczy w Puławach zachowuje spokój. – Przecież w naszych raportach zagrożenie suszą pojawia się od 2009 roku – słyszę. Czy nie można było przewidzieć, że kiedyś większa susza rzeczywiście się pojawi? W kraju mamy prawie półtora miliona rolników...
Ziemia wyschnięta, uprawy leżą. To jest fakt absolutnie niepodważalny. I żal tych, którzy tracą w ten sposób dorobek roku, lat, życia. Nikt nigdy nikomu tego nie życzy. Wszyscy mówią, że jest najgorzej od lat. Trawa już praktycznie nie rośnie.
Ale jednocześnie – patrząc na dane ubezpieczalni – pojawia się nachalne pytanie. Dlaczego przynajmniej połowa rolników nie pomyślała o ubezpieczeniu? Albo chociaż 25 procent? 10? Przynajmniej 5? 86 osób trudno nawet w promilach liczyć... A przecież susza to taka sama klęska żywiołowa jak powódź. Załóżmy zatem, że prywatne firmy, duże i małe, nie są ubezpieczone od ognia czy wody. I nagle Warszawę zalewa powódź. I choćby redakcja naTemat tonie pod wodą. Czy gdyby nie była ubezpieczona to państwo by jej pomogło?
– To jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna – mówił po powodzi w 1997 roku ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz. I źle się to dla niego skończyło. Trudno się z tym pogodzić, ale po prawie 20 latach jego słowa są wciąż aktualne...
Nie wiem.Może ubezpieczenie jest za drogie?
– Mam truskawki. 6 hektarów. Leżą pokotem. Jeśli nie zacznie padać, za rok nie będą owocować. Teraz powinna zacząć się wegetacja. A jeśli się nie zacznie, wszystkie straty odbiją się w przyszłym roku – mówi naTemat Michał Piotrowski, rolnik z Mazowsza. Żeby truskawki odżyły powinno padać przez tydzień. A że raczej się na to nie zapowiada, Michał Piotrowski już stracił nadzieję na zbiory. Ale od suszy się nie ubezpieczył. Dlaczego? – Nie wiem. Może na przyszłość trzeba to będzie zrobić – przyznaje.
To samo ”nie wiem” słyszę w Mazowieckiej Izbie Rolniczej. Pracownik woli pozostać anonimowy, ale przyznaje, że od suszy ubezpiecza się bardzo mało rolników. – Naprawdę nie wiem, dlaczego. Może ubezpieczenie jest za drogie? Rolnik nie może wykupić jednej polisy od wszystkich nieszczęść. Z reguły wybiera przymrozki, czy gradobicie. Suszy takiej dużej pewnie nie bierze pod uwagę – mówi. A powinien.
Internauci o ubezpieczeniach od suszy
• Niemal każdy kto ubezpiecza się (dom, mieszkanie, samochód, działkę, plony...) twierdzi, że składki ubezpieczeniowe są wysokie lub wręcz za wysokie. Co to znaczy, że ubezpieczenia są "za drogie" a "warunki niekorzystne"? Jaka powinna być stawka ubezpieczenia, a jaki zwrot z tego ubezpieczenia? Nie wierzę, że to zbyt wysokie koszty ubezpieczenia są przyczyną. (...)To raczej kwestia mentalności: niechęć do płacenia ubezpieczenia (latami płaci się "za nic", więc po co), zwyczajowe "jakoś to będzie", również zwyczajowe, że jak "nie będzie, to... państwo da.
• Pisząc z poziomu rolnika mało obszarowego, mogę stwierdzić, że susza w Polsce jest już co najmniej od 3 lat. Obecna jest konsekwencją zniszczenia naturalnych zbiorników przez tzw meliorację, a właściwie osuszanie pól.(...). Chociaż nie lubię Cimoszewicza i uważam, że nigdy nie powinien być premierem, w roku 1997 miał rację. Nie można traktować rolników jak dzieci i ubezpieczenie upraw powinno być interesem każdego rolnika.
• Ubezpieczenia od suszy są za drogie. 80 rolników w Polsce ubezpieczyło się na wypadek suszy. Nie świadczy to o niskiej świadomości rolników, ale jest sygnałem, że warunki są niekorzystne, a teoretyczna definicja suszy nie pokrywa się z rzeczywistością. Zdaniem opolskiego samorządu rolniczego, należy systemowo zmienić warunki ubezpieczeń i określania stanu klimatu, w którym już można mówić o suszy. Czytaj więcej
Raporty decydują, czy jest susza, czy nie
Wystarczy śledzić raporty Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG) w Puławach – mówiąc językiem bardzo potocznym, największego guru od suszy w Polsce. To od jego raportów i wskazówek zależy bowiem, czy w danym regionie można suszę ogłosić, czy nie. A raporty – jak słyszę w Puławach – od 2009 roku wyraźnie wskazują, że zagrożenie suszą w Polsce jest. Raz większe, raz mniejsze, ale w okresie letnim utrzymuje się dość stale. – Bywały lata, że maj był bardzo upalny. A w tym roku był paskudny. Padało naprawdę dużo – mówi jeden z pracowników. Przyznaje, że rolnicy chyba nie brali tego pod uwagę.
Niestety, nie udaje się porozmawiać z największym ekspertem IUNG, który pojechał do Warszawy, do ministerstwa. Być może właśnie z powodu suszy. Ale w rozmowie z Gazetą Wyborczą prof. Andrzej Doroszewski bardzo studził nastroje. Oto, co powiedział.
O tym, czy susza oficjalnie jest, czy nie, dowiemy się w połowie przyszłego tygodnia. Z najnowszego raportu IUNG. Jak jednak nieoficjalnie mówi się w instytucie, prawdopodobnie stan będzie gorszy od obecnego. – Z naszych symulacji wynika, że większa powierzchnia kraju może być objęta suszą – słyszę. W Mazowieckiej Izbie Rolniczej mówią, że wojewoda powinien ogłosić klęskę żywiołową w całym województwie. A jeśli tak będzie rolnicy, którzy ponieśli przynajmniej 30 procent strat będą mogli ubiegać się o pomoc.
Straty według Biznes.pl
Jak udało się nam nieoficjalnie dowiedzieć tegoroczna susza przynieść może straty nawet w okolicach 1,5 mld zł. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że przyszła późno, bo mogło być jak w 2008 roku, kiedy straty rolników oscylowały w okolicach 3 mld zł.Czytaj więcej
Cwaniakują, bo się przyzwyczaili do dopłat
Elżbieta Szczukowska prowadzi z mężem gospodarstwo rolne w Rakowcu w województwie pomorskim, a przy okazji jest sołtysem we wsi. I jak wszyscy suszę odczuwa. Od suszy jednak się nie ubezpieczała, bo nigdy nic tak bardzo jej nie wyschło. Tylko od gradobicia.
– Oczywiście, że nas dotknęła. Mamy 20 ha buraków, które leżą – mówi naTemat. Ale ona nie narzeka. Na suszę. Bo na innych rolnikach suchej nitki nie zostawia. – Olewają, mają w nosie. Będzie krzyczał, będzie jazgotał i wtedy gmina da. Z czego? Z naszych podatków! – grzmi.
Mówi, że cwaniakują, że przyzwyczaili się do dopłat. Że robią wszystko, by nie spalić za dużo paliwa. Byle oszczędzić. Bo i tak urośnie.
– Ja pani powiem, co stoi za suszą. Po pierwsze brak odpowiedniej uprawy ziemi. Po drugie brak nawożenia. I po trzecie nieodpowiedni czas wysiewu nasion jesienią. Jeśli normalny termin agrotechniczny jest zachowany i w tym czasie się nasiona się wysiało i włożyło roślinie pod korzeń to, co potrzeba. A na wiosnę jeszcze ją się dożywiło i zadbało o jej kondycję, to ta roślina przetrwa – mówi naTemat.
Obornik, wapno i roślina rośnie. O co ten krzyk?
Filozofia wydaje się bardzo prosta. I najwyraźniej się sprawdza, bo jej gospodarstwo liczy 260 ha, w dodatku leży na kiepskiej ziemi, i mimo suszy pokaźne zbiory udało się w tym roku zebrać. Na przykład ponad 7 ton pszenżyta. Albo ziemniaki, które właśnie zbiera. – To dlatego, że od dwóch lat pole było nawożone. Obornik, wapno, nawozy, odżywki. Rośliny zostały dokarmione. Dzięki temu rośliny miał tak rozwinięty system korzeni, że maksymalnie wyciągnęły wilgoć, której potrzebowały. Fakt, gdyby nie susza, może byłoby pół tony więcej. Ale takie straty zawsze są, bo nigdy nie wiadomo, co się stanie – mówi.
Jej zdaniem wielu rolników nie sieje, kiedy trzeba. Zbierze plony, zaorze ziemię tylko raz i sieje od nowa. A ”takie raz” jest najgorsze czym może być (jak mówi, ”żeby ciąć koszta”). Bo jak spadnie deszcz, zrobi się błoto. – Gdzie ta woda ma się schować? Ziemia nie jest w stanie jej wchłonąć. A odpowiednio przygotowana ziemia, proszę wierzyć, wchłonie całą wodę nawet gdyby lało dwa dni – podkreśla.
Kto straci – pewnie wszyscy
Bez względu na to, czy susza, czy nie – z naukowego, nie rolniczego punktu patrząc – straty na pewno będą i odczują je również miastowi. – Proszę się nie dziwić, jeśli ziemniaki będą po 3 złote – mówi Michał Piotrowski. U jego sąsiadów też uprawy leżą, schną. – Ziemniaki, wszystko – mówi.
A co ze zwierzętami? Wiele gospodarstw już ma problem, bo brakuje paszy. – Nie rośnie trwa. Kukurydza usycha. Kolby się niezupełnie wykształciły. Rolnicy będą zmniejszać stada, bo nie będą mieli ich czym wyżywić. Cena paszy wzrośnie – mówią w MIR. A co za tym idzie, być może i mięsa. Czy tylko rolnicy będą na suszy stratni?
Suszę mamy praktycznie co roku i ten rok na razie niczym się nie wyróżnia. Chyba że szumem, jaki wokół tej sprawy rozpętały media i politycy. Rok temu, w bardzo dobrym dla rolnictwa roku, susza wystąpiła na 24 proc. gruntów. W tym roku - do tej pory - oceniamy, że występuje na 10 proc.Czytaj więcej
Marek Sawicki, minister rolnictwa
Z szacunków wynika, że najwięcej poszkodowanych gospodarstw położonych jest w województwie kujawsko-pomorskim – 41,6 tys., w województwie mazowieckim – blisko 30 tys. i ponad 7 tys. w województwie podlaskim.Czytaj więcej