Piłkarze Bayernu Monachium byli wczoraj bliscy przejścia do historii futbolu. Do tej pory bowiem żadnej innej drużynie w Europie nie udało się wygrać finału Ligi Mistrzów na własnym stadionie. Wspierany dopingiem wielotysięcznej publiczności Bayern objął prowadzenie na kilka minut przed końcem meczu. Ale nie dowiózł go. Potem miał przewagę nad Chelsea w konkursie rzutów karnych. Również ją zmarnował. Słowo „dramat” jest od wczoraj w Niemczech odmieniane przez wszystkie przypadki. Nie tylko przez kibiców, ale również przez tamtejsze media.
- Ten dramat nie trwał 90 minut. Nie trwał nawet 120. On wykroczył po za wszelkie granice wyobrażenia. O wszystkim zadecydowały loteryjne rzuty karne, choć przecież dominacja gospodarzy nie podlegała żadnej wątpliwości - zauważa w swojej pomeczowej relacji dziennik "Die Welt".
Gospodarze faktycznie przez większość spotkania potrafili zdominować przeciwnika. Długo rozgrywali piłkę, stwarzali co rusz zagrożenie pod bramką Petra Czecha. Dość pomyśleć, że gdy goście podchodzili do rzutu rożnego w 88 minucie, po który Drogba wyrównał stan meczu, zawodnicy z Monachium mieli na swoim koncie już 16 kornerów. A dla graczy z Anglii wspomniany stały fragment gry był jednym z pierwszych. Przewaga w ilości strzałów czy posiadania piłki na nic zdała się gospodarzom. To było jednak za mało.
„Nasze miasto, nasz stadion, nasz kubek” – takie transparenty można było dostrzec na trybunach w Monachium. Tamtejsza publiczność przekonana o wyższości swoich ulubieńców nad Chelsea, nie brała pod uwagę innego scenariusza, jak triumf Bayernu.
Zgromadzonych na Allianz Arena uciszył jednak pewien człowiek - Didier Drogba. Większość niemieckich mediów bezdyskusyjnie przyznaje mu tytuł bohatera meczu. - Drogba pozbawił złudzeń całe Monachium – stwierdza „Die Welt”. Z kolei najpoważniejszy magazyn o futbolu w Niemczech, „Kicker” zauważa, że piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej miał wczoraj większą moc sprawczą aniżeli Frank Ribery, Arjen Robben czy Mario Gomez razem wzięci. - Był niesamowity. Brał na siebie całą odpowiedzialność. W swoim prawdopodobnie ostatnim meczu w barwach Chelsea doprowadził ukochaną drużynę do upragnionego sukcesu. I tym samym wyrósł na wielkiego bohatera – zauważa magazyn.
Tak jak Drogba był uradowany po wczorajszym finale, tak Arjen Robben był niezwykle załamany. Holender po raz kolejny zawiódł w ważnym meczu. Na początku dogrywki nie potrafił bowiem wykorzystać rzutu karnego, którego portugalski sędzia odgwizdał po faulu na Riberym. Podobnej okazję zmarnował także niedawno w ligowym spotkaniu przeciwko Borussii Dortmund. Wówczas swoim nieudanym strzałem przybliżył Dortmund do tytułu mistrzowskiego, po który piłkarze Jurgena Kloppa ostatecznie sięgnęli.
Dramat holenderskiego pomocnika dostrzegają także nasi niemieccy sąsiedzi. – Po zakończeniu tego spotkania Robben nie był w stanie znieść widoku cieszących się gości. Osunął się na trawie i nie chciał patrzeć w stronę trybuny, przy której radowali się gracze Chelsea. Także, gdy John Terry i Frank Lampard wznosili trofeum, on spuścił głowę. Przegryzał wargi, potrząsał głowę. Tylko to mógł zrobić. Co się z nim stało tego wieczora? – pyta „Der Spiegel”. „Gdy podchodził do rzutu karnego, wielu fanów obawiało się właśnie najgorszego” - zauważa z kolei „Die Welt”.
Niemieckie media na każdym krok podkreślają, że porażka Bayernu w finale Ligi Mistrzów jest zwieńczeniem nieudanego sezonu klubu z Bawarii. Piłkarze Juppa Heynckes nie zdołali odebrać Borussii mistrzowskiego tytułu. Przegrali z nią także w finale krajowego pucharu. Wczoraj zaś w decydującym starciu o Puchar Europy zostali zatrzymani przez ekipę ze Stamford Bridge.
- Drudzy, drudzy, drudzy - oto koszmar Bayernu. Ta hańba prawdopodobnie nie pozostanie bez wpływu na funkcjonowanie klubu – przewiduje „Die Welt”. - Od teraz wielu będzie tytułować Bayern jako mianem „FC Vice”. To jednak nie jest do końca sprawiedliwe określenie. Gracze z Bawarii polegli w wielkiej bitwie, trudnej do wytłumaczenia - przekonuje z kolei „Der Spiegel”.
„Wszystko przegrane” - to tytuł pomeczowej relacji w „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Dziennik dodaje, że działacze w Monachium dawno nie czuli się aż tak załamani. Drużyna kończy ten sezon bez jakiekolwiek pucharu.
Gazeta zauważa także: „Nieszczęsny Bayern mógł przejść do historii, ale los nie był tym razem po jego stronie”. Niemiecki zespół poległ bowiem po rzutach karnych, a w ten sposób nie zwykł przegrywać w Pucharze Europy. Tą metodą wyeliminowali przecież niedawno Real w półfinale. Konkurs „jedenastek” dał im także zwycięstwo w Lidze Mistrzów nad Valencią w 2001 roku.
Media cytują także szkoleniowca Chelsea, Roberto di Matteo, który po zakończeniu meczu przyznał: „Piłka nożna bywa czasem po prostu szalona”. Od wczoraj Niemcy nie są w stanie tego zrozumieć. Są pogrążone w smutku. Nie, nie, nie! Płaczemy razem z wami - podkreśla „Bild Zeitung” w swoim internetowym wydaniu