
Żył - dosłownie - w epoce ognia i miecza. Nie dziwi więc, że już ówcześni zmitologizowali tę postać, a przeciwnicy tworzyli czarną legendę kresowego bogacza. Henryk Sienkiewicz dołożył swoje "trzy grosze". W "Trylogii" ów Rusin, wierny poddany króla, który przyjął wiarę katolicką mając 20 lat, jest wręcz żądny krwi i poprzysięga zemstę. Wbija na pal - ku przestrodze. To fakt, ale wtedy nie on jedyny tak rozprawiał się z rebeliantami. A może myślał kategoriami państwowca? Był mężem stanu, zatroskanym o los ojczyzny?
Ja, Jeremi Wiśniowiecki, wojewoda ruski, książę na Łubniach i Wiśniowcu, przysięgam Tobie Boże w Trójcy świętej jedyny i Tobie Matko Najświętsza, jako podnosząc tę szablę przeciw hultajstwu, od którego ojczyzna jest pohańbiona, póty jej nie złożę, póki mi sił i życia stanie, póki hańby owej nie zmyję, każdego nieprzyjaciela do nóg Rzeczypospolitej nie zegnę, Ukrainy nie uspokoję i buntów chłopskich we krwi nie utopię. A jako ten ślub ze szczerego serca czynię, tak mi Panie Boże dopomóż – amen!
Nie mógł i nie chciał jednak patrzeć bezczynnie na powstanie Kozaków, prowadzonych do walki przez atamana Bohdana Chmielnickiego. Życiowym dążeniem Wiśniowieckiego była kontrola nad Zadnieprzem. Nie można odmówić mu pragmatyzmu i wyrachowania - jakkolwiek magnatowi leżało na sercu dobro państwa, musiał pamiętać o swoim majątku. To z kolei wymagało troski i bezpieczeństwa tych, którzy zamieszkiwali jego włości, czyli przeszło 200 tysięcy chłopów. Za zbawcę Wiśniowieckiego uważała także spolonizowana szlachta. Nie inaczej Żydzi, którzy "chętnie" oddawali się mu pod opiekę.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!