
Najnowsza część Sagi Millennium ukaże się w Polsce 27 sierpnia, dziesięć lat po premierze pierwszej części. Legendarnego już Stiega Larssona zastąpił David Lagercrantz. Do naszych rąk, a raczej przed nasze oczy, trafił jeden z premierowych rozdziałów „Co nas nie zabije”. Jakie są pierwsze wrażenia? Trzeba złapać oddech.
REKLAMA
Powrót do przeszłości?
Dziewiąty rozdział najnowszej książki czytałam z wypiekami na twarzy, bo w końcu od kilku ładnych lat czekaliśmy na to cudo. Przede wszystkim, fani Millennium wiedzą, że jeden rozdział to naprawdę niewiele. Do dyspozycji dostaliśmy na razie kilka stron, które przedstawiają nam bohaterów powieści. Poznaliśmy delikatny zarys wątków. Mogliśmy na nowo zanurzyć się w mrocznym świecie współczesnej Szwecji. Co więcej nas czeka?
Dziewiąty rozdział najnowszej książki czytałam z wypiekami na twarzy, bo w końcu od kilku ładnych lat czekaliśmy na to cudo. Przede wszystkim, fani Millennium wiedzą, że jeden rozdział to naprawdę niewiele. Do dyspozycji dostaliśmy na razie kilka stron, które przedstawiają nam bohaterów powieści. Poznaliśmy delikatny zarys wątków. Mogliśmy na nowo zanurzyć się w mrocznym świecie współczesnej Szwecji. Co więcej nas czeka?
Kto? Co? Jakie zmiany?
Lisbeth Salander. Bohaterka, jakiej dawno nie było w światowej literaturze. Kobieta niezwykle skomplikowana, silna, ponadprzeciętnie inteligentna, niemieszcząca się w żadnych standardach. Wydaje się, że taka też pozostanie. „Lisbeth lubiła czarne dziury. Czuła, że coś ją z nimi łączy.” – jest to cytat, który świetnie oddaje świat Salander. Pytanie, czy jej postać zostanie poprowadzona tak do końca. Już widać powroty do przeszłości. Odniesienia do brutalnej i tajemniczej rodziny. Co jeszcze o niej odkryjemy? Tego próżno szukać w opublikowanym na razie rozdziale.
Lisbeth Salander. Bohaterka, jakiej dawno nie było w światowej literaturze. Kobieta niezwykle skomplikowana, silna, ponadprzeciętnie inteligentna, niemieszcząca się w żadnych standardach. Wydaje się, że taka też pozostanie. „Lisbeth lubiła czarne dziury. Czuła, że coś ją z nimi łączy.” – jest to cytat, który świetnie oddaje świat Salander. Pytanie, czy jej postać zostanie poprowadzona tak do końca. Już widać powroty do przeszłości. Odniesienia do brutalnej i tajemniczej rodziny. Co jeszcze o niej odkryjemy? Tego próżno szukać w opublikowanym na razie rozdziale.
No i co by się stało, Blomkvist, gdybyśmy stworzyli maszynę trochę mądrzejszą od nas?
(…)
Jeżeli stworzymy taką maszynę, znajdziemy się w świecie, w którym nawet Lisbeth Salander nie będzie taka pewna siebie.
Mikael Blomkvist. Zagubiony, inteligentny, odważny, ale przede wszystkim samotny człowiek. Takim zapamiętaliśmy go sprzed kilku lat. Dzisiaj ciągle trwa w trójkącie z Eriką i jej mężem. Rzadko kontaktuje się z Salander. Pracuje w Millennium, ale po raz kolejny ma kryzys zawodowy. Nie czuje już takiej pasji, jak wcześniej. Co więcej, może wydawać się, że współczesny świat nie potrzebuje już dziennikarzy śledczych. Blomkvist znowu nie może w nocy spać. Dzwoni telefon, który zmienia wszystko.
Frans Balder. Postać, której jeszcze nie mieliśmy okazji poznać. Autorytet w dziedzinie sztucznej inteligencji. Ma informacje, które dotyczą amerykańskiego wywiadu. Ukrywa się z synem przed ludźmi, którzy chcą mu… no właśnie tego nie wiemy. Zabić? Torturować? Ukraść mu jakieś konkretne dane? Strach. Pożądane informacje. Chęć rozmowy z Blomkvistem. No i kontakty z Lisbeth. Nagrał Mikaelowi na automatycznej sekretarce: „Wydaje mi się, że mamy bardzo niewiele czasu.” Co połączy tę trójkę?
Wielkie oczekiwania
Jak powiedział Lagercrantz, nie chce podrabiać Larsona. Chce wgłębić się w jego styl, ale tworzy od siebie. Tak też wygląda ten fragment. Jest inaczej, pytanie tylko czy chcielibyśmy dostać to samo. Trzeba się chyba pogodzić z faktem, że jest to inny autor, ale dzięki temu może wnieść nową jakość. Jeżeli ktoś spodziewał się kopii Larssona, zapewne będzie zawiedziony.
Jak powiedział Lagercrantz, nie chce podrabiać Larsona. Chce wgłębić się w jego styl, ale tworzy od siebie. Tak też wygląda ten fragment. Jest inaczej, pytanie tylko czy chcielibyśmy dostać to samo. Trzeba się chyba pogodzić z faktem, że jest to inny autor, ale dzięki temu może wnieść nową jakość. Jeżeli ktoś spodziewał się kopii Larssona, zapewne będzie zawiedziony.
Takie też głosy pojawiają się w komentarzach internautów: „Pierwsza reakcja: za krótkie prymitywne zdania, podmiot– orzeczenie, znudziłam się po kilku akapitach. Nie wciąga. Nie doczytałam do końca. Nie tym razem.”; „To już nie Stieg Larsson, niestety. Z dużej chmury, mały deszcz.”
Warto moim zdaniem dać szansę całości. Jeden rozdział to nic, ale pozwolił zobaczyć, że jest historia warta sprawdzenia. Jest wielowątkowa, kryminalna, pokręcona sprawa. Jeżeli całość nie zatrze cech głównych bohaterów i nie stworzy z Lisbeth delikatnej kobietki, a z Blomkvista supermena, możemy się świetnie bawić przy tej lekturze.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
