
Natrafiłam ostatnio na ogłoszenie o naborze do najnowszej edycji programu „Debiutantki” zaczęłam zastanawiać się, co może pchać młode kobiety do podjęcia tego kroku. Czy naprawdę ciągle chcemy być wpisywane w obraz grzecznej dziewczynki, która chodzi wyprostowana, stosuje zasady savoir-vivre i jest dobra dla całego świata dookoła? Czy nie powinnyśmy raczej szukać drogi do niezależności i buntu?
"Interior pulchritudo immortalis est" – piękno wewnętrzne jest nieśmiertelne. To maksyma, która przyświeca debiutantkom. I wszystko genialnie, tylko czy umiejętność zatańczenia Walca i noszenie epokowych sukien mają o tym pięknie świadczyć? Na stronie programu możemy przeczytać między innymi o tym, że uczestniczki poprzedniej edycji brały udział w warsztacie „Zapachowy savoir-vivre”. Oprócz wielu ciekawostek, dziewczyny dowiedziały się też tego, jak kodować mężczyzn: „Prosty trik, który nie pozwoli twojemu mężczyźnie zapomnieć o tobie, nawet gdy jesteście daleko od siebie.”
Uważam, że jeśli jest to ukłon w stronę tradycji i zwyczajów, które kiedyś były obecne (swego rodzaju hołd i wspomnienie) i traktuje się to jako zabawę - nie widzę w tym nic złego. Natomiast jeśli celem jest wskrzeszenie tych zwyczajów, to uważam to za absurdalną próbę wepchnięcie kobiet w miejsce, z którego udało im się wyrwać, dzięki wieloletniej walce o swoje równe prawa.
A co na to młodzi mężczyźni? Może pokolenie współczesnych 20-latków potrzebuje powrotu dam w wykrochmalonych sukniach? – Nie widzę w tym nic złego. Najbardziej podoba mi się pomysł nauki o tradycji. To będę popierał zawsze. Nie mam poczucia, że te dziewczyny są wrzucone w coś, co sprawi im kłopoty we współczesnym świecie. Kultura i dobre wychowanie są zawsze w cenie. Czy się czymś ograniczają? Nie sądzę. Przede wszystkim dokonują tego wyboru świadomie. Mniej lub bardziej, ale świadomie – ocenił młody chłopak.
Udział w programie „Debiutantek” jest w formie wolontariatu, nie zgarniają tam przypadkowych dziewczyn z ulicy i nie zmuszają ich do niczego. To nie jest tak jak kiedyś, że kobiety z góry miały narzucony obowiązek bycia taką, a nie inną. Teraz idą tam dziewczyny, które dokonały takiego właśnie wyboru. Co więcej, jest ich bardzo niewiele, jest to promil współczesnych młodych dziewczyn. Nie chodzą po ulicach i nie piętnują tych, które są „wyzwolone”. Niech robią co chcą, innych tym nie krzywdzą, siebie też raczej nie.
Wróćmy jeszcze do poruszonego wcześniej tematu snobizmu. Argument ten pojawiał się w rozmowach z kilkoma młodymi osobami. Czy przypadkiem nie jest to tworzenie sztucznych różnic między kobietami, zamiast budowania wspólnoty?
Pierwsze co pomyślałam, kiedy zobaczyłam ogłoszenie o naborze do programu? Jak można w ogóle wpaść na taki pomysł! Po co wchodzić w świat, który jest już za nami? Czy kobiety na własną prośbę chcą się znowu ograniczać? Naprawdę niezależnie od płci i tego, czy chodzi się prostym, jak kij od szczotki, można pomagać innym i być kulturalnym. Bycie „idealną” niesie za sobą wiele zagrożeń, które mogą przysłonić wszystkie dobre strony projektu. Dajmy sobie możliwość popełniania błędów i buntu. Tak jak powiedziała jedna z naszych rozmówczyń: "Nie jesteśmy posągami".
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
