Ksiądz proboszcz, niegdysiejszy konfederat barski, jak mało kto umiał zręcznie operować słowem. Inaczej nie zostawiłby po sobie tak znacznego dorobku, w którym poczesne miejsce zajmuje „Opis obyczajów za panowania Augusta III”. Duchowny zachował dla współczesnych rodaków to, co bezpowrotnie zniknęło przeszło dwa stulecia temu.
Epoka ostatniego Sasa na polskim tronie nie zaginęła gdzieś w pomroce dziejów. Dzięki uporowi i oczywistemu talentowi do opisywania, ale i objaśniania zastanej rzeczywistości. Ksiądz Kitowicz nie pisał o rzeczach czy wydarzeniach, o których nie miał bladego pojęcia. Korzystał z autopsji – skrupulatnie opisane 30-letnie rządy Augusta III to wiarygodne odbicie czasów, w których żył. Okresy, gdy Rzeczpospolita chyliła się powoli ku upadkowi…
Polacy od dawien dawna cenią tradycję i wiedział o tym także proboszcz w Rzeczycy niedaleko Wolborza. Z tradycji zaś, utartej przez wieki czynności, kultywowanej przez jednostkę i zbiorowość, wyrasta obyczaj. Rodzaj zachowania, postępowania w danej sytuacji, określony przez niepisane zasady, zazwyczaj te charakterystyczne dla kultury niematerialnej. Polskie obyczaje są niezwykle bogate, co udowodnił autor „Opisu…”.
– Kitowicz jest znakomitym przewodnikiem w owym muzeum obyczajów, które stworzył. Dba, by zwiedzający nie błąkali się bez sensu po jego salach, lecz by zapoznawali się z nimi we wskazanym przez niego porządku, który jest jednocześnie wyrazem pewnej hierarchii wartości – pisze we wstępie do wiekopomnego dzieła Kitowicza Maria Dernałowicz.
Autor zaczyna swe dzieło od przeglądu wiar, „jakie były w Polszcze” – pisząc o religiach i wyznaniach kultywowanych w ówczesnej Rzeczypospolitej. Kitowicz nie tylko informuje, ale też ocenia – niekiedy srogo, komentuje. Zazwyczaj w formie dygresji, które opanował wręcz do perfekcji. Doprawdy doskonały z niego gawędziarz!
Ale przy tym człowiek, który jak mało kto zna się na rzeczy. Gdyby było inaczej, nie znaleźlibyśmy w jego pracy aż tylu drobiazgów dotyczących życia w czasach saskich – od kolebki aż po grób. Czas na konkrety.
Nie dziwi rozdział z Kitowicza poświęcony ówczesnej pobożności. Wszak był reprezentantem stanu duchownego, przynależał więc do pewnego świata wartości. Często dawał im upust, ganiąc np. deistów za niewiarę. Mamy więc w „Opisie…” całą gamę praktyk (rytuałów) religijnych, które sprzyjają kultywacji wiary, są – oprócz religijnej doktryny – jej ważną częścią. Kitowicz opisuje posty, dewocje, procesje. Wszystko, co widział i w czym uczestniczył. Co sam, jako ksiądz, organizował. Pisał też sporo o duchownych, czyli towarzyszach doli i niedoli.
Księga Kitowicza to też wskazówki na temat wychowania dzieci, zaczynając od najmłodszych – tych, które nie ukończyły siedmiu lat. Kończy na obyczajach żaków, wykazując m.in. sporą wiedzę z zakresu rozrywek życia studenckiego…
Jest też miejsce na system prawny. Z wszystkimi jego ułomnościami, a tymi były m.in. tortury. Sposób wymuszania zeznań, kiedyś dopuszczalny, teraz budzący obrzydzenie. Oczytany ksiądz nie szczędzi szczegółów – opisuje sposoby, jakimi znęcano się nad oskarżanymi o różne przestępstwa.
Dalej następuje wywód o wojsku, dworze królewskim, po czym dziejopis płynnie przechodzi do spraw kulinarnych. A wyjątkowo zna się na rzeczy. Żył w czasach, gdy w Polsce dobrze już była znana „moda” jedzenia za pomocą sztućców, w „towarzystwie” serwet i bogato zdobionej, kosztującej krocie, zastawy stołowej.
– Za każdą potrawą odmieniano talerze, a nawet noże i widelce, przepłukując je w wodzie. Do brania potraw z wazów i półmisków były osobne łyżki duże, także do rozkrawania pieczystego osobne noże i widelce. Na ostatku, aby na niczym nie zbywało wykwintności, na każdym talerzu kładziono po kilka drewienek bukszpanowych, cienko i kończysto zastruganych, do wykulania zębów – czytamy. Za Sasa wiedziano, jak zachować się przy stole. Nic dziwnego, że „jadano, pito i popuszczano pasa” – jak głosi słynne przysłowie.
Królewskie stoły aż uginały się pod ciężarem potraw. A miski były kopiaste, smakołyk za smakołykiem, począwszy od całej gamy wykwintnych zup z rosołem na czele, po „pieczyste”, czyli przeróżne mięsiwa i „potrawy nowomodne”, na deserach rodem z Francji-elegancji kończąc. Cóż to były za uczty!
Savoir-vivre w czasie uczt nie był jednak normą. Gdy bowiem szlachta, słynąca z zamiłowania do suto zakrapianych biesiad, zapominała się przy stołach, dochodziło do pijatyk. Głośne wiwaty, ale i gorszące sceny. Oddajmy głos kronikarzowi:
– Trafiało się i to, że komu trunku aż po dziurki (jak mówią) pełnemu nagle gardło puściło i postrzelił jak z sikawki naprzeciw siebie znajdującą się osobę, czasem damę po twarzy i gorsie oblał tym pachnącym spirytusem, co bynajmniej nie psuło dobrej kompanii. Niezdrowy z resztką ekshalacji uciekł co prędzej za drzwi albo gdzie w kąt, dama także, ustąpiwszy na bok, jako tako się naprędce ochędożyła, a resztę w śmiech obrócono i wszystko znowu do pierwszego ładu powróciło – pisze Kitowicz. Co „sławniejszych pijaków” wymienia z imienia i nazwiska.
Kronikarz opisuje też ówczesne trendy modowe, wiele uwagi poświęca zabawom i innym rozrywkom. Korzysta z wielu językowych zapożyczeń (z francuskiego czy niemieckiego) – ale takie były wtedy realia, za Sasów wzorowaliśmy się głównie na krajach Zachodu.
Rękopis urywa się nagle – na rozdziale poświęconym obyczajom wśród chłopów. Kitowicz miał zapewne wiele więcej do przekazania. Szkoda, ale i tak pozostał prekursorem badań nad ojczystą obyczajowością. Człowiekiem, który rejestrował i uwieczniał wszystko z wielką drobiazgowością. W czasach, gdy o kamerze czy aparacie fotograficznym nawet nie śnili...
Artykuł powstał we współpracy z Narodowym Centrum Kultury.
Jędrzej Kitowicz uważał się zapewne za walecznego żołnierza i dobrego plebana, naprawdę był znakomitym ekspertem od trunków i koni, mniejszym chyba od kobiet, choć na ich strojach znał się wybornie. Doświadczenia życiowe podyktowały wiele gorzkich kart w „Opisie obyczajów”: eksperiencja żołnierza splotła się tu z późniejszym doświadczeniem spowiednika, który na naturę ludzką spogląda przez kratki konfesjonału. Przede wszystkim jednak był znakomitym badaczem dziejów obyczajów: według dzisiejszych kryteriów za ich opis uzyskałby co najmniej habilitację.
J. Tazbir, Kitowicz jako prekursor badań nad dziejami obyczajów, [w:] Kitowicz – badacz niedoceniony, Rawa Mazowiecka 1995.