Niemal natychmiast po klęsce kampanii polskiej 1939 roku, skutkującej wieloletnią, wyniszczającą naród okupacją, zaczęto szukać winnych. Najbardziej ucierpiał oczywiście dotychczasowy wizerunek Naczelnego Wodza - marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, który sprawował zwierzchnictwo nad armią. Po niemieckiej agresji na Polskę prezydent Ignacy Mościcki mianował go Naczelnym Wodzem.
17 września 1939 roku Śmigły-Rydz opuścił walczące nadal wojska i przekroczył granicę z Rumunią. Został internowany, podobnie jak członkowie rządu oraz głowa upadającego właśnie państwa. Minąć musiały trzy miesiące, zanim głównodowodzący Wojska Polskiego odniósł się do wrześniowej walki w obronie ojczyzny. Swoje pierwsze przemyślenia zawarł w relacji pochodzącej z 24 grudnia 1939 roku:
Rozpoczynając wojnę rozumiałem dobrze, że będzie ona z konieczności przegrana na froncie polskim, który uważałem za jeden z odcinków wielkiego frontu antyniemieckiego. Zaczynając w niebywałych warunkach walkę, czułem się też jak dowódca odcinka, który ma być poświęcony, aby dać czas i możliwość organizacji i przygotowania innych.
Będąc zmuszony świadomie poświęcić strategicznie odcinek polski, nie miałem ani przez sekundę wątpliwości, że tym bardziej należy to zdyskontować politycznie. Im większe będzie poświęcenie Polski, tym więcej będzie ona miała prawo wymagać od sojuszników po zwycięstwie.
Polska zrobiła maksymalny wysiłek w przygotowaniach do wojny, wysiłek tym większy, że prawie niezależny. Sojusznicy bardziej niż Polska, (...) zlekceważyli niebezpieczeństwo wojny i prawie w niczym Polsce nie dopomogli. Miałem jednak zobowiązania sojuszników. Nie zostały one wykonane w części, dotyczącej współdziałania w Kampanii Wrześniowej.
Faktem jest, że we wrześniu Polska walczyła sama, walczyła jak najlepiej i wbrew zbyt pochopnym lub świadomie wrogim opiniom, cały naród i wojsko walczyły z niebywałym zacięciem i heroizmem tym szlachetniejszym, że w świadomości nieuniknionej klęski.
Gdyby nie wystąpienie ZSRR, wierzę, że można było przeciągnąć wojnę przynajmniej drugie tyle i zadać Niemcom znacznie większe straty, zwłaszcza w materiale, lecz i te, które ponieśli, były dotkliwe. (...)
Dnia 17 września znalazłem się w sytuacji, w której o jakimkolwiek dowodzeniu nie mogło być mowy. Postanowiłem, mając przy tym zapewnienie rumuńskie, przedostać się do Francji lub Anglii, a to wychodząc z założenia, że pozostaje mi do wykonania druga część moich zadań i obowiązków, a mianowicie dopilnowanie, by zobowiązania wobec Polski zostały dopełnione i by doświadczenia Kampanii polskiej nie zostały zmarnowane.
Na decyzję moją wpłynęło poza tym to, że otrzymałem informacje, że pewna grupa politycznej i wojskowej opozycji polskiej już w pierwszych dniach wojny weszła w pertraktacje z niektórymi politycznymi i wojskowymi czynnikami francuskimi, by wykorzystując nieuniknioną porażkę Polski, dojść za cenę tak właściwego tym czynnikom oportunizmu politycznego i zrzeczenia się praw do całego szeregu zobowiązań - do opanowania władzy i przeprowadzenia rachunków politycznych.
Nie było dla mnie rzeczy łatwiejszej jak znaleźć śmierć w drodze z Kosowa do granicy. Nie było nic łatwiejszego, jak udać się do któregoś z najbliższych oddziałów, czy samolotem do oblężonej Warszawy lub grupy "Kutno", lecz gdy odsunąłem na bok swoją osobę i pomyślałem, kto będzie tę wojnę polską nadal prowadził i sprawy Polaków bronił, nie tylko wobec nieprzyjaciela lecz i wobec sprzymierzonych, postanowiłem nie ulec sentymentom osobistym, łatwym do wykonania i prowadzić walkę nadal.
Dragoslavele, Rumunia, 24 grudnia 1939 roku
Edward Śmigły-Rydz
Cyt. za: Wiesław Wysocki, Marszałek Edward Śmigły-Rydz. Portret Naczelnego Wodza, Warszawa 2013.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!