Złoty pociąg znowu przyciąga poszukiwaczy skarbów. Wokół niego od kilku tygodni panuje zamieszanie, które ma już skalę międzynarodową. W trakcie II wojny światowej jednak nie tylko on zaginął. Na odkrycie czekają nadal rabowane kosztowności, dzieła sztuki, biblioteki i inne precjoza.
Skarby, które rozpalają wyobraźnię
Bogusław Wołoszański kilka lat temu zaginionym skarbom III Rzeszy poświęcił cykl pod takim właśnie tytułem. Przemierzał Dolny Śląsk, by zwrócić uwagę na miejsca, gdzie mogły znaleźć swój dom, a których poszukiwania trwają do dziś. Do takich należą Zamek Czocha i opactwo w Lubiążu.
Ekipy SS zainteresowały się Zamkiem Czocha, który od początku XX wieku należał do jednego z najbogatszych Niemców, Ernsta Gütschowa. W 1945 roku wywiózł najcenniejsze przedmioty: spore ilości starej broni, w tym ponad sto starych muszkietów wykończonych kością słoniową i masą perłową, pistolety, działa, wiwatówki, moździerze, a z broni białej szable, miecze i halabardy; instrumenty muzyczne, oratoria, msze, arie.Wiele jednak zostało na zamku, o czym świadczy relacja bibliotekarki, która ujawniła tajną skrytkę pod podłogą jednej z komnat.
Według historyków jednak nie prowadziła do prawdziwego skarbu, a jedynie służyła za wabik dla poszukiwaczy. Właściwy był ukryty w zupełnie innym miejscu – tłumaczył Wołoszański. – Mimo że dużo precjozów znalazło się w rękach tych, którzy mieli je chronić, to i tak nie ukradli tego, co było najcenniejsze.
Ich ukrywaniem od 1942 roku zajmował się Konserwator Zabytków Dolnego Śląska, pracujący dla Hitlera, Hunter Grundman. Mężczyzna stworzył listę 85 miejsc, które miały posłużyć za skrytki dla dzieł sztuki. Te pochodziły m.in. z opactwa w Lubiążu. Zabrał on stamtąd ponad 60 obrazów, w tym ten namalowany przez Michaela Willmana, nazywanego śląskim Rembrandtem.
Dzięki odnalezionej liście konserwatora, rozszyfrowanej przez Polaka, udało się odzyskać 38 z nich. Znalazły się w warszawskich kościołach - m.in. Zbawiciela, św. Andrzeja, Chrystusa Króla i Św. Boromeusza.
W latach 80. Lubiąż odzyskał 1300 złotych i srebrnych monet. W wykopie odnaleziono skrzynię z monetami wypuszczonymi w obieg przez mennice Danii, Szwecji i Francji w XVII w. – można przeczytać na fanpage'u Klasztoru – Ów skarb zakopał w 1740 r. ktoś, kto chciał go ukryć przed wkraczającą na Śląsk armią Prus. Muzeum Narodowemu we Wrocławiu, resztę w tajemnicy przewieziono do Warszawy.
Niedługo późńiej zaczęły się tam pojawiać ekipy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Akcją kierował major Siorek, który był przekonany o tmy, że klasztor kryje wiele cenniejsze precjoza. Niedługo od rozpoczęcia poszukiwań, oszalał i trafił do szpitala psychiatrycznego, choć jego opowieści do dziś są pożywką dla mediów i łowców skarbów.
Niekończąca się lista zaginionych
Do najbardziej znanych skarbów III Rzeszy jednak należy „Bursztynowa Komnata”, która poszukiwana jest od 1945 roku. Jej wartość szacuje się na 170 milionów dolarów. Wykonana na zlecenie króla Prus – Fryderyka I, trafiła do cara Piotra Wielkiego. Przez 200 lat zdobiła pałac carycy Katarzyny niedaleko Petersburga. W czasie II wojny światowej zdemontowali ją naziści i wywieźli do Kalinigradu.
Ślad za nią właśnie tam się urywa – ale za miejsce ukrycia komnaty wskazywano choćby podziemia zamku w Bolkowie, a nawet dno Morza Bałtyckiego, bo ponoć znalazła się na wraku okrętu Wilhelm Gustloff. To, co wiadomo na pewno, to fakt, że Bursztynowa Komnata nie przetrwała w całości. Kilka jej mniejszych części, w tym komoda i mozaika wróciły do Rosji.
Już nie tak głośno mówi się o takich miejscowościach, jak choćby Witaszkowo. Wieś w gminie Gubin cieszyła się 4,5 kilogramowym złotym skarbem. Ten miał pochodzić z kurhanu scytyjskiego wodza. Dziś jego część zdobi berlińskie muzea, ale oryginały najcenniejszych zabytków zaginęły.
Jak wynika z dokumentów firm przewozowych, takie łupy trafiały początkowo do Henrykowa i Kamieńca Ząbkowickiego. Do lata 1944 roku - jak podaje Gazeta Lubuska - zorganizowano składnice w 79 miejscowościach. I tak choćby, ze zbiorów muzealnych Wrocławia wywieziono i ukryto 34 ołtarze, 992 obiekty przedhistoryczne, 25 tys. tomów ksiąg, 11 epitafiów, 1500 sztuk szkła artystycznego, 7 tys. grafik, 195 miniatur, 3180 monet, 746 sztuk zbroi i broni.
Na listach znalazły się miejscowości: Carolath (Siedlisko), Sprottau (Szprotawa), Hartau (Borowina pod Szprotawą), Głogów, Międzyrzecze. Historycy Żagań, Kożuchów, Bytom Odrzański oraz Nową Sól. O dziełach szutki przypomina ciągle Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – na swoich stronach publikuje te utracone w latach 1939-1945.
Wyjątkowo cenne to obrazy, jak choćby „Wyjazd na polowanie” Józefa Brandta (koniec XIX wieku), "Król Stanisław August ogląda Zamek Warszawski po pożarze w roku 1765" Canaletta, „Madonna z Dzięciątkiem, zwaną Głogowską” Lucasa Cranacha Starszego (1518) albo „Kuszenie św. Antoniego”. Te i inne zostały zrabowane i do dziś uważa się je za zaginione. W trakcie II wojny ucierpiały setki kolekcji, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl