Polacy z Wołynia, postawieni przed trudnymi wyborami, drżący o swój los i przyszłość najbliższych, musieli wziąć sprawy w własne ręce. Tak powstał pomysł utworzenia samoobron, których symbolem stała się bohaterska postawa Przebraża w powiecie łuckim.
30 sierpnia 1943 roku polscy obrońcy Przebraża, miejscowości (osiedla) oddalonej o 25 km od Łucka, zdali istny egzamin. Ale byli dobrze przygotowani, przystępując do szturmu ukraińscy nacjonaliści nie spodziewali się tak sprawnie zorganizowanej obrony. Po raz kolejny musieli uznać wyższość Polaków. Ci - świadomi zagrożeni - już dawno zaczęli robić wszystko, aby przetrwać rzeź.
Walka o przeżycie
Decyzja o powstaniu oddziału samoobrony zapadła w lutym 1943 roku. Krótko po tym, jak rozniosły się po ziemi wołyńskiej informacje o tragicznym losie mieszkańców wsi Parośla, dosłownie zrównanej z ziemią przez banderowców. Napad UPA z 11 lutego tego roku jest przyjmowany przez historyków jako rozpoczęcie systematycznego mordu ludności polskiej.
Polska ludność Wołynia nie miała nic do stracenia. Walczyła o przetrwanie, toteż chwytała co mogła - widły, kosy czy inne narzędzia gospodarskie. Wstępowała, za namową lokalnych dowódców, w szeregi prowizorycznych "sił zbrojnych". Wystawiała czujki, organizowała posterunki, także działając oddolnie - z własnej inicjatywy.
Poważnym problemem był brak broni palnej. Kombinowano na różne sposoby - pierwsze karabiny, produkcji sowieckiej, uzyskano od przekupionych Niemców, kwaterujących w pobliskich Kiwercach. Miejscowa ludność pomagała jak mogła – organizowała składki na zakup amunicji itd. Pieniądze przekazała też Armia Krajowa, której inspektorat mieścił się w niedalekim Łucku.
Enklawa polskości
Z czasem Przebraże stało się największym polskim bastionem na Wołyniu. Ogrodzona zasiekami z drutu kolczastego, wzmocniona systemem bunkrów oraz umocnień ziemno-polowych baza, miała dać przynajmniej tymczasowy azyl setkom uciekinierów. Łącznie schroniło się w niej co najmniej 10 tys. Polaków. Funkcjonowały szpital i sąd ludowy, młyn, działały prowizoryczne warsztaty. Dostępu do bazy strzegła uzbrojona kompania. Komendantem obrony został Henryk Cybulski (zastąpił Zygmunta Nesterowicza).
Wiosną 1943 roku dało się już wyczuć napiętą atmosferę. Oddziały UPA zapuszczały się coraz dalej, zacieśniając pierścień okrążenia. W oddali widać było już łuny pożarów w sąsiednich wsiach. Pierwszy nieprzyjacielski atak nastąpił 5 lipca 1943 roku. Nie minął miesiąc (31 lipca), a UPA podjęła kolejna próbę zdobycia bazy, również bezskuteczną. W międzyczasie Polacy wykonali kontrnatarcie - uderzyli na ukraiński Trościaniec, rozbijając placówkę UPA.
Ukraińscy Sprawiedliwi
To właśnie z tej miejscowości do polskiej bazy przywędrowało wcześniej w pokojowych zamiarach dwóch Ukraińców, Sydor Olchowicz i Nikifor Klimczuk. Nazwali się ukraińskimi patriotami, ale nie chcieli mieć nic wspólnego ze zbrodnią. Wpuszczeni na teren bazy, po uprzednim pokazaniu białych chust, opowiedzieli o siłach oraz zamiarach banderowców.
Inny przypadek pomocy Polakom to historia ze wsi Jezioro (gmina Kiwerce), zamieszkanej głównie przez Ukraińców. Tamtejszy prawosławny duchowny – Konstanty Doniec, wraz z wiernymi, porozumiał się z obrońcami Przebraża i zawarł nieformalny „pakt o nieagresji”.
Dla lepszej ochrony stanu posiadania Polacy, w ograniczonym stopniu, podjęli też współpracę z partyzantką sowiecką. „Stosunki z partyzantami radzieckimi zaciemniała stale pewna doza nieufności i rezerwy. Dla dowódców radzieckich było niejasne, dlaczego Niemcy nas tolerują, początkowo podejrzewali nas nawet o współpracę z Niemcami” – wspominał komendant Cybulski.
Podobne próby nawiązania porozumienia z UPA spełzły na niczym. Doszło do kilku spotkań wysłanników obu stron, ale Ukraińcy nie chcieli zrezygnować z ataków na polski bastion.
Decydujący szturm
Datę generalnego szturmu wyznaczono na 30 sierpnia – ukraiński rozkaz przewidywał całkowite zniszczenie bazy – określanej w dokumentach mianem „kubła Przebraże”. Natarcie miało nastąpić o świcie z kilku kierunków naraz, siłami ponad 6 tys. bojowników. Celem było „zniszczenie całej siły żywej” przeciwnika - w związku z tym silnie obsadzono przyległe wsie, odcinając w ten sposób ewentualne drogi ucieczki Polaków.
Ci jednak już wcześniej otrzymali meldunki o koncentracji sił nieprzyjaciela wokół bazy. W stan gotowości postawiono cztery kompanie – łącznie nawet 800 obrońców. W bezpośredniej bliskości istniały też posterunki, których strzegli mieszkańcy pobliskich kolonii. W okolicy był też oddział AK, dowodzony przez ppor. Jana Rerutko „Drzazgę”. Kilka kilkometrów od Przebraża stacjonowało też sowieckie zgrupowanie partyzanckie płk. Nikołaja Prokopiuka.
To właśnie jego pomoc, a także postawa Polaków broniących bazy (część z nich wcześniej opuściła pozycje, aby zaskoczyć wroga atakiem na tyły), zadecydowały o rezultacie walki. Kluczowe okazało się uderzenie wspólnymi siłami na nieświadomego zagrożenia nieprzyjaciela. Ukraińcy ratowali się ucieczką. Poległo ok. 400 z nich, czterdziestu trafiło do niewoli.
Przebraże skutecznie wytrwało w walce aż do lutego 1944 roku - ukraińscy nacjonaliści nigdy nie zdobyli polskiej bazy, od tego zamiaru musieli odstąpić w związku z nadejściem Armii Czerwonej ze wschodu. Dziś jedynym śladem polskości w Przebrażu, przemianowanym przez Ukraińców na Hajowe, jest cmentarz obrońców bazy przed UPA.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!