Bruno Muschalik zaginął w Indiach 8 sierpnia. Akcja poszukiwawcza od początku ma wymiar międzynarodowy. Na Facebooku udział w niej deklaruje prawie 10 tysięcy osób - Polaków i cudzoziemców. Sprawę nagłaśniają zaś największe hinduskie media.
Bruno, gdzie jesteś? 24-latek z Katowic wybrał się w pierwszą samotną podróż 30 lipca, dzień później wylądował w New Delhi. Według planu, północną część Indii miał zwiedzać przez trzy tygodnie, by do Polski wrócić 22 sierpnia. Manali opuszcza w niedzielny poranek 8 sierpnia, a za cel obiera dolinę Parvati. Ostatnią wiadomość pisze do dziewczyny, Kasi - że "jest spakowany, niektóre ubrania zostawia w pralni i wychodzi na autobus".
Akcja poszukiwawcza trwa niemal od momentu, gdy Bruno przestaje się odzywać. Jej głównym medium jest Facebook - tam pojawiają się najnowsze informacje.
W samych Indiach prywatna grupa poszukiwawcza, z pomocą miejscowej policji i ambasady, rozsyła informacyjne ulotki. Te można przeczytać już w kilkunastu językach. To sposób, by trafić do jak największej liczby osób, które być może spotkały lub spotkają Bruna.
Organizatorzy akcji w pierwszej kolejności skontaktowali się z tymi poznanymi przez chłopaka na miejscu. Niedługo później zaczęły dołączać następne, oferujące pomoc. Wśród nich były i są zupełnie przypadkowe osoby. – Dostajemy od nich mnóstwo linków – opowiada Agnieszka Skowronek, rzeczniczka akcji – Wiele okazuje się cennymi. Jeden z odnośników prowadził do dokładnej mapy terenu poszukiwań.
Od 23 sierpnia przeczesują go ojciec Bruna i jego najbliższy przyjaciel. – Na ten moment wiemy, że kilkakrotnie był przez kogoś widziany – relacjonuje Skowronek. – Cały czas mamy nadzieję, że on gdzieś tam jest. Dokładnie sprawdzamy każdy trop. Na miejscu działania poszukiwawcze wspierają policja i ambasada.
Znajdziemy cię
Na pytanie, co mogło się stać z 24-latkiem, nadal nie ma odpowiedzi. Opcji jest kilka: mógł dołączyć do jednej z grup trekkingowych albo wybrać się do "samotni". Zakłada się, że dostał urazu i nie jest w stanie się z nikim skontaktować. – Gdyby tylko mógł, na pewno by to zrobił – zapewnia rzeczniczka akcji. – Każdy dzień jest pełen napięcia i oczekiwań na wiadomości. Dziewczyna Bruna bierze pod uwagę wszystkie możliwości, zarówno te dobre, jak i złe. – Wierzę jednak, że się odnajdzie i wróci do Polski – uważa. Istotne jest, że o sprawie mówią indyjskie media - lokalne i ogólnokrajowe.
Zaangażowanie setek ludzi, niekoniecznie znających Polaka, przekroczyło oczekiwania organizatorów akcji. Można mówić o efekcie śnieżnej kuli, bo dziś fanpage liczy prawie 10-tysięczną społeczność - a działa od dwóch tygodni.
Kasia wspomina też o pomysłach finansowania poszukiwań. – Ostatni dotyczy aukcji zdjęć i obrazów, jako że ojciec Bruna należy do kręgu artystycznego – opowiada. – Pieniądze, które uda się zebrać w ten sposób na pewno się przydadzą. Podkreśla, że liczy się każda złotówka. Do tej pory wydano około 10 tysięcy złotych, w tym na wizy i bilety lotnicze. W Indiach organizatorzy rozważają zaś m.in. wynajęcie helikoptera z ekipą poszukiwawczą, a to koszt rzędu 3 tys. dolarów.
W akcję zaangażowali się m.in. profesor Phillip Zimbardo, kabaret Łowcy.B i aktor, Antoni Pawlicki, który aktualnie podróżuje po Indiach. Bruno od 29 dni jest zaginiony, ale nadal istnieje szansa, że odnajdzie się cały i zdrowy. – To wspaniały chłopak, niesamowicie otwarty i przyjacielski – mówi Skowronek. – Właśnie skończył studia, jest ekonomistą. Podróż do Indii była pierwszą na własną rękę. Skoczył na głęboką wodę.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
Pojawiła się opcja kupienia biletu w tamten region, dopiero potem zaczęły się przygotowania z myślą, które miejsca chciałby odwiedzić. Nie było szczegółowego planu z konkretną listą. Bruno nakreślił tylko najważniejsze punkty i rozłożył w czasie wszystko tak, by wiedzieć, jak podróżować.
Agnieszka Skowronek
Odzew jest niesamowity, szczególnie, że akcja ma zupełnie niekomercyjny charakter. Obawialiśmy się hejterów, ale rzadko pojawiają się nieprzemyślane, głupie komentarze.