
Sytuacja na Węgrzech wydaje się jednak dramatyczna. Tak mówią sami Węgrzy, taki obraz przekazują media. Dantejskie sceny, agresja, płacz – to wszystko zobaczyła Europa, gdy policja zamknęła dla imigrantów Keleti, największy dworzec kolejowy w mieście. Ale prawda jest taka, że Węgrzy boją się coraz bardziej. Nawet media dostały wytyczne, by nie pokazywać zdjęć małych dzieci uchodźców. Co prawda nikt nie powiedział tego wprost, ale odbiór tego zalecenia był jeden – takie zdjęcia mogą tylko potęgować wrażliwość ludzi.
Gdy Europa zaczęła mieć problem z imigrantami, o Węgrzech mało kto mówił. Syryjczycy czy Libijczycy płynęli do Włoch i Grecji, lądowali w Hiszpanii. Ale Węgry? Nawet gdy Victor Orban mówił, że problem jest, a potem rozkazał budowę płotu na granicy z Serbią, spotykał się jedynie z unijną krytyką. Również, gdy okazało się, że w ciągu pół roku na Węgry dotarło 60 tys. imigrantów, nikt się tym raczej nie przejął.
Ale z drugiej strony niechęć do uchodźców też coraz bardziej narasta. Na Węgrzech mówi się, że pod metalowy płot wzmocniony drutem kolczastym, który wybudowano na granicy z Serbią, podjeżdżają autokary z imigrantami. I organizatorzy tych przejazdów mówią wtedy: – Dalej radźcie sobie sami. Co którzy przejdą przez płot, są już w UE. Media pokazują potem, jak są pokaleczeni. – Nie mają jedzenia, dlatego w wioskach na południu dochodzi do kradzieży, głównie warzyw, czy owoców z pól, ale też włamują się do domów – mówi Kiszelly.
Najlepszy czas na przekroczenie granicy serbsko-węgierskiej to między 2 a 5 rano. Trzeba poczekać na samochód policyjny, który przejeżdża co 10 minut, a potem znikasz w lesie. Czytaj więcej
Do Węgrów UE już przypięła łatkę kraju, który imigrantów nie chce i odgradza się od nich murem. Sam Orban ostrzega właśnie w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung", że kryzys związany z uchodźcami może doprowadzić do wybuchu w całej Europie. Dziś spotyka się w tej sprawie z szefami Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej. Cały czas domaga się pomocy UE.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl