
Być może nie każdy w półtora roku jest w stanie przygotować się do maratonu, i to też pokazał ten program, ale zacząć biegać, zmienić nawyki żywieniowe i swoje myślenie na temat zdrowia, na pewno. Na starcie stanęło 14 osób. Wszystkie zasiedziane za biurkami, komputerami, z widoczną nadwagą. Ale też każdy z dużą determinacją i chęcią zmiany swojego życia na zdrowsze.
„Biegnę, aby ukończyć. Nie ścigam się ani ze sobą, ani z innymi uczestnikami biegu” - napisał rok temu Paweł Lipiec, dodając, że: „Nie wynik jest ważny – ważny jest postęp”.
„Kiedyś, gdy byłam młodsza, biegałam, bo pani od wuefu mi kazała” - wspomina Maja, co jak można się spodziewać, nie było wystarczająco motywujące, aby przyszłą blogerkę zachęcić do samodzielnej wyprawy do sklepu sportowego celem nabycia profesjonalnego obuwia do biegania. Kilka lat później okazało się, że odpowiednia motywacja nawet „pasjonatkę niczego sportowego”, jak sama siebie określa, może skłonić do startu w maratonie.
Ewa Koprowska - „Ewa, dasz radę”
„Czy to zawsze tak wygląda, że biegasz w kółko po Agrykoli a chłopaki stoją i się gapią? – zapytał dobiegając do mnie Mąż. Nie zawsze. Ale często. Dlatego, że jestem najsłabsza. Nie potrafię biegać tak szybko i tak daleko jak oni. Zapewne nigdy już nie będę tak biegać. Frustracja rosła, gula w gardle zaburzyła spokojny oddech, musiałam zatrzymać się i wykasłać” - jak się później okazało, ten moment był w przygotowaniach Ewy jednym z przełomowych. Narastająca frustracja zadziałała jak najlepszy motywator. Uwaga męża wcale jej nie zniechęciła – wręcz przeciwnie, dała „kopa” do dalszych treningów.
„Dlaczego do tej pory nie biegałam??? Bo całą energię, fantazję i czas zabierało mi kibicowanie, wspieranie tych, co na starcie, na trasie, potem na mecie – dziesiątek, połówek i maratonów wreszcie... Ech, znudziło mi się w końcu stanie po tej biernej stronie barierek” - podsumowała na blogu swoją decyzję o podjęciu biegowego wyzwania. Tę motywację da się akurat dostrzec gołym okiem – nawet udzielając odpowiedzi na pytanie Sylwia nie potrafi ustać w miejscu i aż trudno uwierzyć, kiedy mówi, że sportem wcześniej nie interesowała się w ogóle. - Byłam absolutną przeciwniczką biegania - przyznaje bez ogródek.
Maciej przyznaje, że do udziału w programie pchnął go strach przed chorobą, „ciążą permanentną”, która objawiała się systematycznym przyrostem tkanki tłuszczowej w okolicach mięśnia piwnego: "Mniej więcej co dwa lata brzuch rósł, w krytycznym momencie przychodziła refleksja, że czas wziąć się za siebie" – pisał na blogu.
„W bieganiu bardzo ważne są cele. Uprawianie sportu samo w sobie celem nie jest, bo nie mobilizuje nas do kolejnych treningów. Musimy wiedzieć, dlaczego biegamy i co chcemy w ten sposób osiągnąć” - napisał zaraz po zakwalifikowaniu się do Biegaj na Zdrowie Krzysztof. Co więc zmobilizowało „prawie trzydziestolatka” do zrezygnowania z rytualnych piątkowych „resetów” w towarzystwie znajomych na rzecz chodzenia spać tuż po dobranocce i zrywania się bladym sobotnim świtem, aby pokonać zaplanowany dystans?