Szef "Solidarności" tłumaczył się z zarzutów, które postawił mu "Newsweek". Wyjaśniał, że od sześciu lat był w hotelu "Bałtyk" pięć razy, a prywatnie tylko raz. Później jednak przyznał, że na jego nazwisko mieszkały w hotelu inne osoby, którym "to państwo powinno pomagać". Nie zabrakło też wątków groteskowych. Duda mówił, że jego pies je karmę Royal, a poza tym nie śpi na legowisku, tylko w łóżku. Zapowiedział też serię publikacji o życiu Tomasza Lisa. Po konferencji nie odpowiadał na pytania.
Piotr Duda na konferencji prasowej odniósł się do tekstu "Newsweeka" o jego wczasach. Przekonywał, że nie był w hotelu tyle razy, ile widać na załączonych do tekstu wydrukach z systemu. Wyliczał kolejne daty mówiąc, że wtedy akurat był w Baku, a innym razem w Poznaniu. Zapowiedział wezwanie na świadków m.in. Bronisława Komorowskiego, Janusza Piechocińskiego czy Bogdana Borusewicza.
Wielokrotnie Duda przypisywał dziennikarzom słowa, których nie napisali (m.in. mówiąc "Newsweek pisał, że byłem tam miesiące"). – Trzy i pół dnia prywatnie na sześć lat. I płaciłem 85 zł za dobę, tak jak w regulaminie. Korzystałem z bazy zabiegowej, bo jest wliczone w cenę pobytu – dodawał, tłumacząc, ze był to m.in. zabieg na kolano, bo jest zapalonym biegaczem. Wyjaśniał, że kuter zamawiano nie na jego osobiste potrzeby, ale dla Komisji Trójstronnej.
Piotr Duda zapewniał, że nikt nie jest tam zatrudniony na śmieciówkach, ale przyznał, że "spółka Dekon współpracuje z firmą ochroniarską, firmą zatrudniającą ratowników na basenie i firmą zatrudniającą pokojówki". Dokładnie o tym pisał "Newsweek", tłumacząc, że to sprytne obejście wewnętrznych zasad, nie pozwalających zatrudniać na umowach cywilnoprawnych. – Jak jest duże obłożenie, to dodatkowe 10 kelnerek, po sprawdzeniu przez lata, były zatrudniane na etaty – mówił szef "Solidarności".
Zarzekał się też, że nie nocuje w penthousie. – To normalny apartament o wysokim standardzie, w takich zawsze jest alkohol, ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że Piotr Duda nie pije wódki, nie lubi piwa, lubi się napić wina i dużo pobiegać – mówił wyraźnie rozemocjonowany Duda. Tłumaczył też, że hotel jest tak obłożony, że kiedy przyjeżdżał, nie było miejsc w zwykłych pokojach, dlatego umieszczano go w apartamencie. – A gdzie miałem spać, na podłodze? Przyjeżdżam do swojej własności, do własności związku – mówił Piotr Duda.
Najbardziej groteskowym fragmentem konferencji były wyjaśnienia dotyczące psa. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Kacperka z podpisem "Panie Lis, za karmę płacę sam". – Nie zamawiałem ręczniczka, karmy, bo on je Royal, kilogram na miesiąc, nie śpi w legowisku, tylko od samego początku z nami w łóżku – mówił – Kacper kocha pluszaki, kupię mu pluszowego liska, wyszyję "Newsweek", będzie miał gryzaczek – dodał.
Po konferencji Piotr Duda szybko wyszedł z sali, nie odpowiadając na pytania. A tych było sporo, bo szef "Solidarności" zamiast rozwiać wątpliwości, zaciemnił obraz. "Newsweek" napisał o jego pięciu pobytach, a sam Duda to potwierdził, mówiąc, że na jego nazwisko w hotelu przebywała m.in. pracownica kiosku przy bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej czy kapelan "Solidarności" ze Śląska. Zapowiedział też serię publikacji o prywatnym życiu Tomasza Lisa w "Tygodniku Solidarność".
W studiu TVN24 konferencję Dudy komentował współautor artykułu Michał Krzymowski. Mówił, że Duda obalał zarzuty, których "Newsweek" nie napisał. Odniósł się też do zarzutów Dudy, że "Newsweek" wskrzesił nieżyjącą od 20 lat teściową. - To była relacja pracownika, który mówił, że przy windzie Piotr Duda przedstawił mu swoich bliskich. Nie wnikamy, czy to druga żona jego męża czy ktoś z rodziny - mówił dziennikarz "Newsweeka".
Krzymowski krytykował też Dudę za to, że w sytuacji, gdy rewiduje się kucharki, czy nie wynoszą "kilku plasterków szynki", Piotr Duda wyjeżdża z kilkoma kilogramami ryb i kartonem wódki. - Mamy faktury - dodał. Zapowiedział też, że w kolejnym numerze tygodnika ukaże się wywiad, w którym pracownik hotelu pod nazwiskiem opowiada o tym, jak wyglądały pobyty szefa "Solidarności" w "Bałtyku.