Aż dziw, że o tej sprawie nie nakręcono jeszcze serialu kryminalnego z prawdziwego zdarzenia. A ta wstrząsnęła średniowieczną Polską i uruchomiła lawinę wydarzeń, wskutek których z kraju pierzchać musiał... sam król, Bolesław Szczodry. Czy rzeczywiście własnoręcznie, jak chciał tego jeden z kronikarzy, zamordował biskupa, kanonizowanego niemal po 200 latach - 8 września 1253 roku?
11 kwietnia 1076 roku był ostatnim w życiu przyszłego patrona Polski. Oto biskup krakowski Stanisław, rodem ze Szczepanowa, stracił życie w gwałtownych, ale nie do końca jasnych okolicznościach. Podejrzenia momentalnie padły na głównego przeciwnika duchownego, od jakiegoś czasu skłóconego z nim króla Bolesława. Ten Piast cieszył się jeszcze do niedawna dobrą opinią, był fundatorem wielu klasztorów, przeto zapracował sobie nawet na przydomek Szczodry. Ale potomni zapamiętali go jako "śmiałego", który zuchwale targnął się na życie biskupa, odprawiającego nabożeństwo. Czym polski władca zapracował sobie na czarną legendę?
Pewne jest, że obaj - król i duchowny - zanim się poróżnili, długo ze sobą współpracowali. Pierwszy był bezsprzecznie suwerenem w Królestwie Polskim, wszak nosił na skroniach koronę piastowską. Koronacja odbyła się zgodnie z ceremoniałem - w gnieźnieńskiej katedrze. Dlaczego zatem monarcha, pomazaniec boży, poróżnił się z czołowym ówcześnie polskim hierarchą kościelnym?
Zapewne jednym ze źródeł konfliktu była wyprawa kijowska Bolesława. W 1077 roku król wraz z wiernym sobie rycerstwem wyruszyli do Kijowa, aby osadzić na tamtejszym tronie swego stronnika (księcia Izjasława). Z wielu względów jednak daleka podróż zakończyła się dla monarchy niepowodzeniem. Część zbrojnych miała otwarcie się zbuntować, a król za nieposłuszeństwo srogo karał. Dezercja z armii była równoznaczna ze śmiercią.
Na reakcję Stanisława nie trzeba było długo czekać. Biskup wyklnął króla, który miał srogo ukarać podwładnych za samowolę. Jako duchowny krytykował niemoralne postępowanie, sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Dla panującego była to swoista "zbrodnia obrazy majestatu", tym bardziej, że biskup przysięgał mu wcześniej wierność. Przecież to właśnie król - zgodnie z ówczesną praktyką - uczynił Stanisława hierarchą tej rangi. Duchowny, posądzany też być może o montowanie antykrólewskiego spisku - bądź co bądź przecież przedstawiciel świata możnych - miał niebawem pożałować rzuconej przez siebie anatemy.
Gdybyśmy "zapytali" naszych kronikarzy o zreferowanie całej sprawy, każdy odpowiedziałby co innego. Gall w swojej kronice nazwał biskupa "zdrajcą", a o okolicznościach mordu zwyczajnie nie chciał pisać. To zrozumiałe, skoro tworzył na dworze Bolesława Krzywoustego, jednego z Piastów. Można wierzyć tajemniczemu dziejopisowi, albo i nie, ale faktem pozostaje, że tworzył stosunkowo niedługo - ok. 30 lat - po opisywanej tragedii.
Zgoła inaczej - co też zrozumiałe - Wincenty Kadłubek. Pisał swą kronikę ponad stulecie po wydarzeniach, o których mowa, zapewne w swej krakowskiej kancelarii biskupiej (Kadłubek pełnił ten sam urząd, co Stanisław!). – Cóż to za żałosne, co za przeżałobne widowisko! Okrutnie mieczem powalił bezbożnik świętego, zbrodniarz pobożnego, świętokradca biskupa, a zadawszy mu okropne rany i miecz już krwią zbroczywszy uczynił go ofiarą godną Boga – pisał Kadłubek.
Zgodnie z jego narracją, król własnoręcznie zarąbał biskupa, bo nawet jego stronnicy nie chcieli się w ten sposób zhańbić. Na dodatek ciało skazanego na "obcięcie członków" biskupa szybko się zrosło. Ten cud zwiastować miał świętość męczennika.
Na okoliczności śmierci biskupa światło rzucają też ekspertyzy z badania jego czaszki, przechowywanej przez stulecia w kościele, w którym miało dojść do zbrodni. Poddano ją analizie w 1963 roku na wniosek ówczesnego biskupa krakowskiego Karola Wojtyły. Okazało się, że w chwili śmierci Stanisław miał nie mniej niż 40 lat. Stwierdzono liczne obrażenia, wgniecenia blaszek zewnętrznych kości - na potylicznej, czołowej oraz kościach ciemieniowych. Prawdopodobnie powstały wskutek uderzeń narzędziem tępokrawędzistym.
Śmierć musiała być gwałtowna. Ale czy zadana królewską ręką? Mało prawdopodobne. Choć rozkaz wzywający do zabicia duchownego padł zapewne z jego ust. Wątpliwe, aby biskup stanął przed wymiarem sprawiedliwości. Nie chodzi o sąd królewski (władcy byli zobowiązani sądzić poddanych przed skazaniem dopiero od XIV wieku), a ewentualny sąd arcybiskupi. Gdyby jednak kościelny zwierzchnik wcześniej potępił Stanisława, czy ktoś zaczaiłby się na jego życie? Przecież zginął skrytobójczo - ciosy zadawano mu od tyłu, powodując upadek.
Śmierć biskupa niemal natychmiast zrodziła spory, władca musiał ratować się ucieczką, bo kraj stanął na krawędzi wojny domowej. Banita schronił się na Węgrzech. Jedna z legend mówi, że pokutował za grzechy przywdziewając mnisi habit. W każdym razie zmarł w niejasnych okolicznościach dwa lata po krakowskim mordzie. Wielkiej średniowiecznej zagadce, która wciąż czeka na rozwikłanie.
Stanisław na pewno nie dopuścił się zdrady państwa, spisków międzynarodowych. Gall Anonim używa wprawdzie wobec niego określenia "traditor", a więc "zdrajca", ale badania językoznawcze nad Kroniką Galla Anonima wskazują, że przez "zdrajcę" rozumiał człowieka, który dopuścił się jakiegokolwiek nieposłuszeństwa wobec króla.Czytaj więcej
Król Bolesław i biskup Stanisław. Kulisy zbrodni na Wawelu, "Gazeta Krakowska", 24 VII 2013
Prof. Stanisław Sroka
Odkrycie z lat 60. ubiegłego wieku raczej wyklucza, że król zabił Stanisława osobiście. Raczej nie latałby z tego typu narzędziem. Zrobił to za niego ktoś inny.Czytaj więcej
Król Bolesław i biskup Stanisław. Kulisy zbrodni na Wawelu, "Gazeta Krakowska", 24 VII 2013