Partia Razem, największe zaskoczenie tej kampanii po lewej stronie sceny politycznej, zarejestrowała listy w całym kraju. Teraz zaczyna walkę o przekroczenie pięciu procent. Im bliżej będą tego celu, tym gorsze będą nastroje w Zjednoczonej Lewicy. Osłabia ją już zresztą sam fakt, że nie będą jedyną lewicową listą.
Zjednoczona Lewica powoli zyskuje wiatr w żagle: wyszła spod progu 5 proc. i zmierza ku 10 proc. (tyle dał jej ostatni sondaż). Po drodze napotkała pewne problemy, bo komitet o tej samej nazwie założyło kilka partyjek, którym nie odpowiadały ustalenia okrągłego stołu lewicy. Jednak wydawało się, że sprawę załatwi konieczność 5 tys. podpisów, które trzeba zebrać w 21 okręgach, co raczej przekracza możliwości organizacyjne tego komitetu.
Ale niespodziewanie Palikotowi i Millerowi wyrosła na lewicy konkurencja. Partia Razem zebrała podpisy i wystawi kandydatów we wszystkich okręgach. Nie będzie więc jednej jedynej listy lewicy, ale dwie. Będą walczyły o ten sam elektorat, kanibalizowały i osłabiały się wzajemnie.
Bo dzisiaj elektorat lewicy jest niewielki, w dużej części zajęty przez mocno socjalne Prawo i Sprawiedliwość. Dlatego oprócz krytykowania prawicy i ostrzegania przed nią, dwie lewicowe listy będą zwalczały się wzajemnie. Zresztą Partia Razem od początku krytykuje Zjednoczoną Lewicę. Kiedy odmawiała udziału w rozmowach koalicyjnych w OPZZ, argumentowała, że to stare, skompromitowane twarze. Teraz tylko wzmocni tę narrację.
Prawica będzie tylko podsycała i nagłaśniała te spory, argumentując, że nie warto na nich głosować, skoro nie potrafią się dogadać w ramach lewicy. Przede wszystkim jednak to duże osłabienie przy przeliczaniu głosów. Metoda d'Hondta promuje silniejszych, więc komitet, który minimalnie przekroczy 5 proc. właściwie nie liczy się w Sejmie (chyba, że jest PSL-em). Aby odgrywać jakąkolwiek rolę, trzeba wywalczyć ok. 10 proc. (tyle miał Janusz Palikot w 2011 r.).
Dlatego rozbicie głosów na dwie lewicowe listy to nie tylko problem w wyborach, ale także po nich. W wyborach listy będą się osłabiały, po nich (oczywiście jeśli przekroczą progi wyborcze) będą podkradały sobie posłów. Kto będzie górą, pokazuje przykład społeczników z "Miasto jest nasze", których klub w radzie Śródmieścia został momentalnie rozmontowany przez PO.
Dlatego lewica, która przez lata robiła wszystko, by się pogrzebać, tylko częściowo wyciągnęła wnioski. Walka tak słabych ugrupowań może się skończyć śmiercią ich obu.