Dla rozczarowanych Platformą Obywatelską nadzieją ma być Ryszard Petru i jego .Nowoczesna. Lider jeździ po kraju i mobilizuje struktury. Na razie do zbierania podpisów. Petru zapewnia, że ich zebranie nie będzie problemem, ale nadal musi popracować nad organizacją, a przede wszystkim nad dotarciem do wyborców.
Ryszard Petru i jego .Nowoczesna po nieco spokojniejszych wakacjach, które poświęcono na budowanie i mobilizowanie struktur, zaczynają wychodzić do wyborców. Na razie nie obywa się bez przeszkód. W czwartek, kiedy polityk odwiedził Zieloną Górę, a wcześniej winnicę pod miastem, tą przeszkodą był deszcz.
Petru pojawił się w okolicach Zielonej Góry po 14, przyleciał awionetką po kilku spotkaniach. Zaczął od zwiedzania winnicy (zdradził, że sam pracował przez kilka sezonów przy zbiorze winogron) i lunchu. Reszta dnia to już sama Zielona Góra i spotkania z wyborcami i strukturami. Na briefingu na głównym deptaku miasta pojawiły się głównie lokalne media, które pytały o lokalne sprawy.
Sporo do powiedzenia miał tutaj Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli, która leży ok. 25 km od Zielonej Góry. Samorządowiec odpowiadał też za tworzenie struktur i układanie list w regionie. To do niego były skierowane były pierwsze pytania, czy wręcz pretensje, podczas otwartego spotkania w zielonogórskim teatrze. Pojawili się na nim głównie sympatycy i działacze .Nowoczesnej.
– Jak były konstruowane listy? Gdzie mogła się zgłosić osoba chcąca wystartować? – dopytywał jeden z uczestników spotkania. Wadim Tyszkiewicz przyjął jego uwagi dość osobiście i ekspresyjnie zaczął tłumaczyć, że zarówno on, jak i jego współpracownicy poświęcali na budowę list swój wolny czas.
Kiedy sytuacja coraz mniej przypominała zadawanie pytań, a coraz bardziej przekrzykiwanie się Tyszkiewicza z kilkoma osobami, do akcji wkroczył Petru. – Chodziło nam przede wszystkim o skuteczność. Mieliśmy mało czasu na budowę struktur i układanie list, dlatego wybrałem koordynatorów wojewódzkich i jedynki, i to oni zajęli się poszczególnymi okręgami – mówił.
– Musimy ułożyć takie listy, żeby dostać się do Sejmu, bo jeśli się to nie uda, to może oznaczać nawet koniec naszej inicjatywy – dodawał Tyszkiewicz. Jeszcze przez dobre kilkanaście minut wyjaśniano wszelkie trudności związane z tworzeniem list (czas, kwoty, reprezentacja poszczególnych powiatów w okręgu) i co zaskakujące, zgłaszający uwagi sympatycy .Nowoczesnej wyszli ze spotkania przekonani i uspokojeni. – Nie chcieliśmy robić awantury, tylko pokazać problem, żeby wszystko lepiej działało – mówili.
Oglądając czy robiąc wywiady z Petru, ma się wrażenie, że to zasadniczy - by nie powiedzieć sztywny - ekonomista, technokrata. Dlatego obserwowanie go na żywo, gdy rozmawia z kilkudziesięcioosobową widownią było sporym zaskoczeniem. Lider .Nowoczesnej ma całkiem dobry kontakt z publicznością, dobre wyczucie chwili i jest w stanie skupić uwagę.
To absolutnie niezbędne, jeśli chce się robić politykę, ale nie można powiedzieć, że wszyscy politycy to mają. Do tego Petru skraca dystans, szybko i celnie reaguje na to, co słyszy. Nie daje się też wyprowadzić z równowagi, nie traci cierpliwości pod naporem krytyki (co nie zawsze udawało się Wadimowi Tyszkiewiczowi).
Petru przekonywał, że PO i PiS właściwie niczym się nie różnią, czego dowodem są liczne transfery między tymi partiami. Do tego zarzucał im granie na emocjach i oszukiwanie wyborców. – Co zrobił PiS? Schował Jarka Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza, a oni przecież wrócą po wyborach – mówił. I przekonywał, że jedyną alternatywą jest jego partia. – Są jeszcze Miller, który nie może skończyć i PSL, koalicjant wszystkich – kpił z konkurentów.
Polityk dobrze radzi sobie też poza zamkniętą widownią. Podczas spaceru po centrum Zielonej Góry, gdzie właśnie trwa doroczne Winobranie, podchodził do stoisk, rozmawiał ze sprzedawcami i próbował lokalnych lubuskich win. Narzekał też na to, że są one obłożone najwyższą stawką podatku VAT. Zapewniał, że jego ugrupowanie będzie starało się ułatwić życie lokalnym producentom.
"Drużyna Petru", czyli jego główny sztab, dopiero się dociera. Dlatego nie wszystko jest jeszcze dopięte na ostatni guzik. O ile wykraczanie poza rozkład godzinowy dnia jest nagminne podczas prowadzenia kampanii, o tyle są też błędy, które trudno wytłumaczyć. W Zielonej Górze Petru i jego ludzie nie mieli żadnych ulotek czy gazetek, które mogliby rozdawać wyborcom.
Z tego co usłyszałem, dopiero są drukowane. To przypomina nieco fatalną od strony organizacyjnej kampanię Bronisława Komorowskiego, w której też były problemy z materiałami dla wyborców. Podobna jest również niewielka liczba spotkań otwartych – Petru przyleciał do lubuskiego po południu, ponad godzinę spędził w winnicy, dopiero o 16.30 miał otwarte spotkanie w teatrze (choć pojawili się na nim głównie działacze i zadeklarowani sympatycy), a dopiero ok. 18.30 zaczął spacerować po centrum miasta.
Mimo tych niedociągnięć, Petru i jego ugrupowanie mają szansę na sukces, którym dla nich będzie przekroczenie progu wyborczego i utrzymanie się na powierzchni. Wydaje się, że w tych wyborach nie ma kandydata buntowników, którym cztery lata temu był Janusz Palikot, a w maju kończący się dzisiaj Paweł Kukiz. Dla części elektoratu takim człowiekiem może być Petru. Dowodem, który zdaje się przynajmniej częściowo potwierdzać tę tezę, jest spora liczba wpłat, których dokonali internauci. Niedawno w jednym z wywiadów mówił o pół miliona złotych.
Na razie czas pracuje na korzyść Petru – struktury nabierają doświadczenia, zgłaszają się nowi ludzie, nie słychać o konfliktach. Udaje się więc uniknąć losu Kukiza. Czas działa na korzyść .Nowoczesnej także dlatego, że zaostrzanie sporu PO-PiS wypycha poza margines coraz większą grupę wyborców, która nie chce głosować ani na jednych, ani na drugich. Petru i jego ludzie muszą sprawić, by właśnie ta grupa 25 października poszła do urn.