Dla innych gości urządzonego w stylu lat 50. hotelu było to prawdziwym utrapieniem. Szczególnie odczuły to osoby mieszkające na czwartym piętrze –
tam, gdzie gdzie zatrzymała się Whitney Houston ze swoją ekipą. Jak twierdzą, hałas na zewnątrz był tak głośny, że o pracy, odpoczynku, a tym bardziej spaniu nie było mowy. Co gorsza, nie mogli nawet swobodnie poruszać się po korytarzu, ponieważ co i rusz musieli pokazywać ochroniarzom karty pokojowe, żeby nie uznali ich za intruzów. Trwało to cały weekend.