
Sołtys z malutkiej Roztoki nie spodziewał się, że wywoła taką aferę. To przez jego traktor na całą Polskę poszła wieść, że limanowski etap IV Rajdu Historycznego Polski zakończył się skandalem. Ponad 40 załóg z 13 krajów musiało zrobić w tył zwrot. Sołtys do wsi nie wpuścił. Bohater? Burzyciel? Są tacy, co grożą mu sądem i wytykają, że słoma z butów wychodzi. Ale on swoje wie. – Gdyby rajd był zabezpieczony to bym siedział na swoim balkonie i go podziwiał. Ale nie był. Miałem pozwolić, żeby zabijali nasze dzieci? – pyta w rozmowie z naTemat Szczepan Kuzar.
Szczepan Kuzar bardzo podkreśla, że nic o żadnym rajdzie nie wiedział. Jego syn jest policjantem, dzwonił do Limanowej i powiedział, że tam też nic nie wiedzą. O rajdzie nie wiedziała też szkoła, a nawet wójt całej gminy Łukowica, do której Roztoka należy.
Roztoka
Malowniczo położona w Beskidzie Wyspowym, w powiecie limanowskim maleńka wioska, o której nie wspominają kroniki ani przewodniki turystyczne. Nie ma w niej szlaków górskich ani wyciągów narciarskich. Nie przyjeżdżają tutaj wycieczki, ani indywidualni wczasowicze, nawet ci najbardziej spragnieni bliskiego kontaktu z naturą. Wieś nazywa się Roztoka leży w Gminie Łukowica na trasie Łukowica - Limanowa przez Siekierczynę sąsiaduje też Młyńczyskami i Przyszową. Rozrzucona jest na pokrytych lasami wzgórzach, gdzie pojedyncze domki stoją na straży niewielkich gospodarstw rolnych będących jedynym źródłem utrzymania tutejszej ludności. Czytaj więcej
Sołtys właśnie jechał ciągnikiem na pole. Miał kopać ziemniaki, gdy usłyszał pisk opon. Pojechał zobaczyć, co się dzieje. I to był impuls. Zablokował drogę.
Wieś zasłonił niemal własną piersią. Zdenerwował się od razu, gdy pierwszy kierowca zaczął mu wciskać, ”że jakie dzieci, skoro dziś jest sobota”. – Jaka sobota? Przecież jest piątek. Chwytam za telefon, dzwonię na policję. Każą czekać. Policjant dyżurny powiedział, by nie zjeżdżać ciągnikiem, zaraz wysyła radiowóz – opowiada. Sąsiad czekał na karetkę, bo żona złamała nogę. Prosił, żeby zrobili miejsce, to usłyszał, żeby sobie zamówił helikopter. Na policję czekali tak długo, że wreszcie się z nią nie spotkali. Samochody wycofały się, wróciły na drogę powiatową, sołtys pojechał na pole. Do dziś z nikim o tej sprawie nie rozmawiał, choć komenda w Limanowej postanowiła skierować sprawę do sądu.
Na sołtysa spadła jednak lawina krytyki. Od zwolenników rajdu, miłośników motoryzacji, wielu zwyczajnych internautów. – Piszą teraz w internecie, żeby sobie bachory poboczem chodziły. Jak tu pobocza nie ma? Miałem pozwolić, żeby nasze dzieci zabijali tutaj, na drodze? To jest mądre? – mówi. Czuje się obrażony, bo czyta w sieci, że słoma mu z butów wystaje. – Ja jestem rolnikiem, nie pracuję za biurkiem. Jak mam jeździć na pole? W białych butach?
Kto ma rację, niech każdy osądzi sam. Sołtys ma jednak dużo świadków. ”Rozpapraliby mnie na drodze” – powiedział mu jeden z nich. To głuchy mężczyzna, który wyszedł ze sklepu akurat, gdy samochody zaczęły mknąć przez wieś. A także kobieta z dziećmi, która właśnie szła tą drogą. – Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że pójdzie zeznawać w sądzie, bo by ją z dziećmi rozjechali. Mówi, że ścigali się raz lewą stroną, raz prawą. Nie wiedziała, co zrobić. Ludzie dzwonią, mówią, że dobrze zrobiłem – mówi.
– Nie! Nie czuję się żadnym bohaterem. Swoją powinność wykonałem. Sołtysem jestem już 25 lat. Całe życie dbam o swoją wieś. 32 lata pracowałem w szpitalu w ochronie. Dbałem o bezpieczeństwo pacjentów i personelu. Zawsze solidnie. A teraz robią ze mnie winowajcę.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
