Polska nie jest bezpieczna. Przez południową granice ze Słowacją i Czechami oraz ze Wschodu odbywa się transport imigrantów, a być może także broni. Związek zawodowy celników oficjalnie obnaża słabość naszego państwa.
– Po wczorajszej inspekcji granic mogę powiedzieć, że z Polski można brać przykład – mówiła podczas sejmowej debaty o uchodźcach premier Ewa Kopacz. Przeciwko urzędowemu optymizmowi protestuje jednak Sławomir Siwy, szef związku zawodowego Celnicy PL. – Premier nie powinna wprowadzać Polaków w błąd. W interesie publicznym jest mówić prawdę, a ta wygląda tak, że jesteśmy właściwie bezbronni wobec działań przemytników. O ile na wschodzie odbywają się jeszcze jakieś kontrole to ruch z południa odbywa się bez żadnej kontroli. Jestem informowany, że tamtędy wjeżdząją nawet TIRy z krajów muzułmańskich.
W rozmowie z naTemat Sławomir Siwy nakreśla zupełnie inny niż oficjalny obraz sytuacji na granicy: – Jeden z kolegów relacjonował, że niedawno w Medyce, w pojemniku na śmieci w budynku kontroli szczegółowej zaleziono dwa pistolety. Porzucił je ktoś tuż przed rewizją. Niestety, mimo monitoringu nie wiadomo do kogo należała. Domyślam się, że ta osoba, niemająca przecież dobrych intencji, już jest w Polsce.
Siwy przytacza inne rozmowy z kolegami służącymi na wschodniej granicy. – Sytuacja jest dramatyczna i nie można uspokajać Polaków, że wszystko jest pod kontrolą, bo właśnie obowiązujące procedury, na które powołuje się premier na to pozwalają. Celnicy w wielu wypadkach są ubezwłasnowolnieni przez te wytyczne – dodaje szef związku zawodowego Celnicy PL.
Sławomir Siwy wskazuje też na liczne zdarzenia, które już dawno powinny być alarmem dla decydentów. – ISIS ogłosiło, że wyśle do Europy półmilionową grupę fanatyków. W telefonach młodych imigrantów znajdowano filmy propagandowe z egzekucji ISIS, a teraz w porcie na wyspie Kos znaleziono kontener z bronią – wylicza. Twierdzi przy tym, że Turcja już w lutym ostrzegała UE, że na jej terytorium dostało się kilka tysięcy wyszkolonych dżichadystów z Iraku i Syrii, którzy będą chcieli przedostać się do Europy Zachodniej. W maju doradca rządu Libii uprzedzał, że ISIS "przemyca swoich bojowników na łodziach migrantów" i wiele innych ostrzeżeń. Twierdzi przy tym, wbrew twierdzeniom rządu, że nie jesteśmy przygotowani do natychmiastowego obstawienia 24 godziny na dobę kilkanastu przejść granicznych na południu. A to byłaby realna prewencja.
System pokazuje palcem
Strażnik bez cenzury opisuje, jak dziurawy jest system kontroli celnej na granicach: – Przełożeni narzucili funkcjonariuszom wysokie normy ruchu na granicy. Musimy przepuszczać 200-300 TIRów na 12 godzinnej zmianie. Średnio na jedno auto przypada, więc 2-3 minuty, w takim czasie nie da się rzetelnie skontrolować samochodu. Oczywiście są przejścia graniczne gdzie wszystkie samochody są prześwietlane, ale są i takie, gdzie nie ma takiej możliwości.
O ile kiedyś w pracy na granicy liczyło się doświadczenie, oko i nos celnika, teraz auta do kontroli typuje tzw. system analizy ryzyka. Na podstawie danych o trasie samochodu, ładunku, odbiorcy i informacjach o kierowcy "komputer wskazuje" podejrzane auta. Jak twierdzi Sławomir Siwy, jeśli na granicę wjeżdża ktoś, kto nie ma nic do zadeklarowania, a system nie wskaże go jako podejrzanego, celnicy mają przykazane nie poddawać go kontroli. Tymczasem to po przypadkowym sprawdzeniu takiego auta na "zielonym pasie" wykryto broń. Podobnie jest z TIRami, które jadą zadeklarowane jako puste. Na granicy sprawdza się je "na oko", odchylając plandekę. Nie raz okazywało się, że w podłodze takiego auta kryją się przemytnicze skarby.
Według szefa związku, przemytnicy zdają sobie sprawę z ustawień systemu oraz samych procedur. Wykorzystują jego luki tak dobierając trasę i środek transportu, aby na pewniaka pokonać granicę. – Wiemy o tym bo zamieszczają bezczelne komentarze na forach celników – mówi celnik. Wyciąga telefon i cytuje wpis: "Wystarczy flaszka i kumpel na granicy, a wszystkiego się dowiadujemy. Wasze akcje mogą najwyżej zaskoczyć turystów". Stąd biorą się takie historie, że bus z afgańskimi imigrantami dociera do niemieckiej granicy, gdzie przypadkowo wpada na kontrolę.
Co robią celnicy
Sławomir Siwy: – Doświadczenie podpowiada mi, że jeśli kontrolując promil samochodów natrafiamy na takie znaleziska to prawdziwa skala przemytu broni i ludzi jest o wiele większa. O tym, że broń jedzie do Polski świadczą zresztą inne zatrzymania np. karabinu snajperskiego w Dorohusku. Zdecydowana większość przesyłek przekracza polskie granice bez kontroli, a sprawdzenia odbywają się tylko wyrywkowo - mówi celnik. Podkreśla, że powinno się natychmiast znieść wszelkie wytyczne i procedury, które - używając skrótu myślowego "ułatwiają przemyt" i służą głównie przestępcom.
Jest dokładnie na odwrót. Dwa miesiące temu w Barwinku Małopolsce rozwiązano ostatnią grupę, która prowadziła patrole na terenach przygranicznych. Podobnie stało się z grupą mobilną w Budomierzu. Cały ruch towarów z południa idzie do Polski bez kontroli no chyba że wierzymy, że Słowacy przykładają się pracy.
Armia celników liczy 14 tys. ludzi, ale częściej zajmują się oni walką z przestępczością zorganizowaną wewnątrz kraju: przemytem paliwa, papierosów i spirytusu, a także hazardem.
– Nie mam wątpliwości, że ukrócenie przemytu paliwa i papierosów przyniosłoby budżetowi wiele miliardów złotych, ale hazard albo branża oleju opałowego? Częściej niszczymy tam zwykłe rodzinne firmy niż dopadamy szefów nielegalnego biznesu - mówi celnik i punktuje. Były takie akcje, że wysyłano zamaskowanych celników na loterię pierogową we wsi albo imprezę pokerzystów. Wymierzali podatnikom gigantyczne należności, bo Komenda Wojewódzka Policji nie wpisała w oświadczeniu typu pieca na olej opałowy. Uderzyli w kilka gałęzi polskiego przemysłu np. gorzelniczy, preferencyjnie traktując producentów zagranicznych. Wszystkim znana jest niezrozumiała krucjata przeciwko producentom karetek pogotowia. Głośno było o ściganiu obywatela za zamieszczenie zdjęcia przy ruletce na portalu społecznościowym. - Takie mamy wytyczne, prawo i procedury. Chcemy to zmienić. Złożyliśmy w sejmie pierwszą ustawę, pierwszy niezbędny do wykonania krok w tym kierunku, którą podpisało blisko 200 tys. Obywateli - kończy rozmowę Sławomir Siwy.
To nie jest tak, że na naszą granicę nie podjeżdżają w tej chwili pociągi, autokary. One podjeżdżają, tylko nasza polityka, nasz schemat postępowania, nasze procedury powodują, że większość z tych ludzi, którzy tutaj trafiają, jest odsyłana.