Parlament Europejski poparł propozycję podziału między państwa unijne 120 tysięcy uchodźców. Większość posłów PO wstrzymała się od głosu, ale znaleźli się też tacy, którzy od razu powiedzieli "NIE". – Jesteśmy poddawani presji innych państw, która polega na zastraszaniu – mówi jeden z nich, europoseł Marek Plura.
Zagłosował pan przeciwko obowiązkowemu rozdziałowi 120 tysięcy uchodźców. Dlaczego?
Głównie dlatego, że moim zdaniem nie można ich przyjąć w tej formule. Ta formuła nie zawiera przejrzystego mechanizmu przyznawania kwot uchodźców, ale tyko narzuca z góry, jaka grupa osób ma trafić do poszczególnych państw. Poza tym jesteśmy jako kraj poddawani presji innych państw, która polega na zastraszaniu. Dziś grozi się nam np. obcięciem funduszy unijnych. Uważam, że moje głosowanie na "nie" wzmacnia stanowisko Polski.
Ale posłowie PO w większości się wstrzymali. Takie były chyba ustalenia. Nie mieli do pana pretensji?
Rzeczywiście było to w pewnym stopniu nielojalne, co do ogólnego kierunku przyjętego przez grupę PO-PSL. Ten kierunek polegał właśnie na tym, że członkowie grupy mieli się wstrzymać, czyli pokazać w sposób delikatniejszy sprzeciw wobec zaproponowanej formuły. Podkreślam jednak, że były też osoby, które zagłosowały na "tak" (np. Róża Thun i Michał Boni - red.). One uznały, że nasz sprzeciw grozi wykluczeniem nas z europejskiego grona. Ja się takiego wykluczenia nie obawiam. Obawiam się łatwego przyjmowania propozycji, które nie do końca są realne, a przede wszystkim są dla nas niekorzystne.
Jak dyskusja o uchodźcach wygląda z perspektywy Brukseli? Rzeczywiście koledzy z innych krajów Europy widzą Polską i inne kraje regionu jako czarne owce?
Powiem szczerze, że tak. Takie rozmowy odbywają się głównie wewnątrz naszej frakcji. Trzeba też jednak powiedzieć, że ton komentarzy, zwłaszcza niemieckich, zaczyna się zmieniać. Ogromna liczba uchodźców i różny sposób zachowania tych ludzi powodują, że nasze stanowisko jest bardziej rozumiane. Posłowie dostrzegają, że otwartość, z jaką podeszli do kwestii pomagania uchodźcom, przerosła ich możliwości.
Pan jest generalnie przeciwnikiem czy zwolennikiem przyjmowania azylantów?
Jestem za tym, że trzeba przestrzegać prawa międzynarodowego, które mówi, że uchodźcom należy pomagać, zwłaszcza w kraju, do którego przybywają uciekając przed wojną. Tyle że dla Syryjczyków takim krajem jest Turcja, a nie Polska czy Niemcy. Przed bombami Państwa Islamskiego czy Assada nie trzeba uciekać dwa tysiące kilometrów. Nasza pomoc powinna być skierowana do uchodźców, którzy są tam, w Turcji i Libanie. Natomiast kiedy trafiają do Unii Europejskiej, powinni przestrzegać zasad, pozostawać w wyznaczonych miejscach i oczekiwać na możliwość powrotu do kraju.