
Z mitycznymi “strefami szariatu” (czy też “no go zones”) w Europie są dwa poważne problemy. Jedna strona wyolbrzymia zjawisko, tworząc wrażenie, jakby całe miasta oddano we władanie muzułmanom. Druga bagatelizuje, twierdząc, że żadnych odizolowanych stref z imigrantami nie ma. Obie nie mają racji. A gdzieś po środku jest prezes PiS Jarosław Kaczyński.
– 54 strefy, gdzie obowiązuje szariat i nie ma żadnej kontroli państwa – tak o muzułmańskich imigrantach w Szwecji mówił ostatnio w Sejmie prezes Kaczyński. Natychmiast odpowiedziała mu szwedzka ambasada, pisząc na Twitterze, że “w Szwecji obowiązuje szwedzkie prawo”. W ten sposób wywiązał się spór o to, czy “strefy szariatu” naprawdę istnieją – nie tylko w Szwecji, ale też krajach takich jak Wielka Brytania czy Francja.
Najbardziej wymowny jest przykład Francji. Sam pisałem w naTemat, że strefy “no go” funkcjonują chociażby w północnej Marsylii.
W niektórych dzielnicach przy okazji piątkowych modłów ulice regularnie są zamykane, a uzbrojeni i zamaskowani muzułmanie ustawiają własne posterunki. Laicka Francja nie pozwala na zasłanianie twarzy. Nijak mają się do tego zdjęcia całkowicie zasłoniętych marsylianek, głównie arabskiego pochodzenia. Czytaj więcej
"No go" kontra "półautonomia"
Dylematy wokół “no go zones” dobrze opisał znany komentator i historyk Daniel Pipes. Jak stwierdził w jednym z tekstów, z jednej strony zachodnioeuropejskie państwa mogą interweniować wszędzie i o każdej porze, a ich przewaga siły – militarnej czy policyjnej – oznacza, że nie oddały kontroli całkowicie. Jako przykład podaje wydarzenia z Belgii, gdzie dochodziło do nalotów w muzułmańskich dzielnicach.
Według mnie – nie. To, co jest kluczowe, to wyjaśniane kontekstu i powtarzanie do skutku, co się za umownymi ‘strefami no go” kryje. Trzeba podkreślić np. fakt, że czynnik religijny jest w takich przypadkach jednym z wielu. “Wrażliwe Strefy Miejskie” charakteryzuje wysokie bezrobocie i przestępczość. Te same czynniki społeczne sprawiają, że w Stanach Zjednoczonych też jest wiele wyjątkowo niebezpiecznych miejsc, gdzie służby boją się zapuszczać. Tutaj dochodzi jeszcze religia.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl
