
Opis książki zapowiada podróż autora wgłąb wschodnich dziejów. Szuka śladów wymordowanych, zgłębia historię krwawiącej hostii w Sokółce, szuka śladów pamiątek między innymi po Żydach, którzy żyli na tym terenie. Rozmawia z działającymi na rzecz społeczności lokalnej, zaangażowanymi ludźmi świata kultury i nauki, z władzami, z przedstawicielami Kościoła i przede wszystkim z mieszkańcami. Jak czytamy: Z tego wielogłosu wyłania się złożona historia „miasta bez pamięci”. Mocna książka pisana w bezlitosnym świetle reporterskich reflektorów, bez taryfy ulgowej, ale i bez jednoznacznych ocen.
Według rankingu „Guardiana” żyje się tam lepiej niż w jakimkolwiek innym polskim mieście, lepiej nawet niż Wiedniu czy Barcelonie. To na Podlasiu mieszkali obok siebie Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Żydzi i Tatarzy. To tu narodził się język esperanto i tutaj przyszło na świat pierwsze polskie dziecko z in vitro. Jak doszło do tego, że w medialnym przekazie dominują płonące mieszkania, swastyki na murach, antysemityzm, rasizm i kibolskie porachunki?
Wychowywałam się w Białymstoku, jest tam wielu moich znajomych, rodzina. Jestem silnie z tym miejscem związana. Kiedy więc zobaczyłam okładkę i zapowiedź książki zmroziło mnie. Jak po raz kolejny ktoś może publicznie przedstawiać tak krzywdzący obraz tego miejsca? Przecież to idzie w Polskę! Zamiast budować dobrą wizję Białegostoku, po raz wtóry odłącza się go od nurtu równościowego, wolnościowego i zachodnioeuropejskiego. Mieszkałam tam tyle lat i wszelkie antysemickie, ksenofobiczne i rasistowskie historie znam tylko z mediów. Owszem mają miejsce, ale dla przeciętnego mieszkańca Podlasia wydają się być bardzo odległe.
Zaczęłam czytać też Facebookowe komentarze pod zapowiedzią reportażu: „Ktoś na siłę chce zrobić z tego miasta zagłębie antysemityzmu”; „Autor podążą tropem „kariery” Grossa”; "Stereotypy w tytule i na okładce. dalej zaglądać nie zamierzam". Internauci mówili, że nie zgadzają się ze stereotypizacją Białegostoku. Uważają, że jest tam podobnie, jak wszędzie w Polsce.
Miasto ogarnięte zbiorową amnezją. Miasto, które jest wyspecjalizowane w sztuce zapomnienia o żydowskiej przeszłości. Ale jak to? Całe miasto? Wszyscy mieszkańcy? Czy może tylko władze? A może jakieś grupy? Bardzo ważny problem, ale o takich rzeczach trzeba mówić i pisać mądrze. Nie za pomocą takich uproszczeń i sformułowań pod publikę.Na okładce książki jest moje osiedle, w tytule moje miasto. Mam nadzieję, że książka nie będzie aroganckim, łatwo oceniającym spojrzeniem z góry na prowincjonalny, zacofany zaścianek. Bo to będzie cholernie krzywdzące, niesprawiedliwe i wkurzające.
Osobom, które związane są z Białymstokiem i zapewne z każdym innym miejscem, nie jest łatwo przejść obojętnie i pogodzić się z krytycznym spojrzeniem na lokalną codzienność. Nie zdajemy sobie sprawy z wielu wydarzeń, nie umiemy pogodzić się z cierpieniem, które być może nieświadomie sami powodujemy – Moje miasto jest ksenofobiczne?! Nie ma mowy! – kiedy jednak szerzej patrzymy, otwierają się nowe perspektywy. Sama zapowiedź książki otworzyła kolejne z nich.
Podlasie to region silnie dotknięty przez kaprysy i złośliwości historii. Stawałem czasami bezradny widząc ogrom tego dramatu przeżywany na nowo przez moich bohaterów. Na wiele pytań trudno o jednoznaczną odpowiedź.
Proszę wszystkich uczestników dyskusji, by poczekali cierpliwie z wnioskami, bo włożyłem wiele pracy, by był to obraz szczery i uczciwy. Liczę, że dyskusja po lekturze będzie dla nas wszystkich ożywcza i wzbogacająca.
Niestety, zakładam, mam nadzieję błędnie, że wiele osób, które wzięły udział w tej dyskusji, zakończą swoją przygodę z książką na zapoznaniu się z okładką. A szkoda, bo może wiele wytłumaczyć i pokazać. Pokazać, jak Podlasie, w świadomości wielu ludzi wciąż Polska B, jest fascynującym miejscem, pełnym nieprzeciętnych ludzi i historii. Historii trudnej, ale ważnej.
Nie jest łatwo przyznać się do błędu. Ja niestety muszę to zrobić. Pierwszy bunt, który pojawił się we mnie, po zobaczeniu okładki i tytułu, związany był prawdopodobnie właśnie ze „sztuką zapominania”, jak to pięknie określił Michał Olszewski, opisujący książkę – Białystok z jego wstrząsającego reportażu to miasto ogarnięte zbiorową amnezją, miasto, które wyspecjalizowało się w sztuce zapomnienia o żydowskiej przeszłości, wreszcie miasto, w którym przez lata swastyki kwitły bez przeszkód. A obraz kirkutu ukrytego w całości pod grubą warstwą ziemi i gruzu, na którym powstał radosny park, zmienia się w piekielnie celną metaforę nie tylko stolicy Podlasia, ale wszystkich miejsc napisanych po wojnie na nowo, „bez menory i mezuzy”.
Oburzenie jest jednak bardzo ciekawe, biorąc pod uwagę badania, które przed dwoma laty zrobiła Fundacja SocLab. Wynikało z nich, że prawie 55 proc. respondentów uważa, że Białostoczanie nie są tolerancyjni. Większość badanych uważa też rasizm za poważny problem Białegostoku. Jednak co ciekawe, 71 proc. ankietowanych sądzi, że współżycie różnych kultur jest bardzo dobre dla polskiego społeczeństwa. Wciąż jednak dochodzi do trudnych i oburzających zdarzeń. Pisaliśmy niedawno o Kubańczyku, który poradził sobie z trzema białostockimi „patriotami”, którzy chcieli go pobić. Na murach znajdują się zaś antysemickie znaki i napisy.
Urszula, z którą rozmawialiśmy, jest mieszkanką Białegostoku i jest jak najdalsza od antysemityzmu i rasizmu. – O tych wspomnianych wypadkach słyszałam i nie rozumiem dlaczego ludzie się tak zachowują. Skąd jest taka niechęć, czy nawet nienawiść do ludzi różniących się wyglądem, kolorem skóry, z innego kręgu kulturowego, czy wyznających inną religię. Dlaczego tylko to jest wystarczającym powodem agresji w stosunku do tych ludzi? Mam nadzieję, że ten sposób zachowania i myślenia dotyczy tylko nielicznej grupy – dodała też, że książkę przeczyta z wielką ciekawością. Zna miejsce z okładki i za każdym razem, kiedy je mija zastanawia się "po co?".
Sama jestem zapewne przykładem ignorancji i zapomnienia. Przez wiele lat wydawało mi się, że wiem gdzie mieszkałam, że każdy w tym mieście może się odnaleźć. Że wszelkie incydenty, to tylko incydenty. Że jest jak wszędzie. Od pewnego czasu nie jestem już tego taka pewna. Nie jest łatwo mówić o czymś dla nas drogim, w sposób jednoznacznie negatywny.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl