Gdyby Martin Winterkorn, prezes Volkswagena, nie miał ust zasznurowanych polityczną poprawnością, powiedziałby amerykańskim krytykantom to, co w takich chwilach mawiają tysiące polskich mechaników. "Panie, to diesel, musi trochę kopcić". A jednak, podał się do dymisji, a korporacja zaakceptowała miliardy euro strat wynikających ze spadku kursu jej akcji. Cały eko-cywilizowany świat mógł z oburzenia wylać na VW wiadro żółci.
– I o co ten raban? O te miligramy sadzy na kilometr? Nieźle tych ekologów popier… Zapraszam do warsztatu, pokażę moje Audi w dieslu. Można koszulę wytrzeć w rurze wydechowej i śladu nie będzie – Marek Staszewski założyciel Master Tuning w Piasecznie, jednej z najbardziej doświadczonych na rynku firm serwisujących samochody z silnikami diesla. Staszewski przyznaje, że nie raz na żądanie klientów wycinał z aut całe ekologiczne badziewie. – Nie słyszałem jeszcze, aby jakiś klient kupił auto ponieważ emituje 100 gramów CO2 . Raczej kupuje się diesle, bo mały, 1,5-litrowy silniczek, ma turbinę i ponad 100 koni, a do przejechania 100 km potrzebuje 3-4 litry paliwa – mówi przedsiębiorca-mechanik.
Hipokryzja rynku motoryzacyjnego polega na tym, że każe dieslom dokonać czegoś niemożliwego. Mają być mocne, a zarazem oszczędne. Wciągnąć płucami wielkomiejski smog, a wypuszczać rurą wydechową spaliny o jakości powietrza znad Morskiego Oka. Od tego są takie wynalazki jak filtr DPF, który gromadzi cząstki stałe sadzy ze spalin i wypala je. Jest też zawór EGR, który kieruje część spalin ponownie do silnika, aby zredukować poziom emitowanego tlenku azotu. To oczywiście dobre dla środowiska, ale niedobre dla kieszeni właścicieli aut. W epoce śmieciowej motoryzacji aut obliczonych na 5 lat jeżdżenia i góra 250 tys. km przebiegu wrażliwe części, zatykają się i psują.
Trzeba ciąć blachę, krzesać iskry
Kiedy szef Volkswagena podawał się do dymisji w wyniku afery o fałszowanie danych o toksyczności spalin, do warsztatu w Piasecznie jak zwykle dzwoniły dziesiątki właścicieli Passatów, Octavii, Superbów i innych aut tej grupy, domagając się wywalenia, często nawet z nowych aut" ekologicznego ustrojstwa. Usunięcie DPF kosztuje 800-1000 zł, obejście EGRu 200 złotych, zestrojenie silnika 1000 zł i więcej. Opłaca się, bo można jeździć bez strachu, że usterka któregoś z systemów narazi właściciel na wielotysięczny wydatek. W ciężarówkach i traktorach wyłącza się systemy AdBlue - w których specjalne dodatki do paliwa mają obniżyć poziom zanieczyszczeń w spalinach. Czasem zdarza się problem… to diesel panie, musi trochę kopcić.
Rynek kwitnie. Być może prezes VW nie zdaje sobie sprawy, że gdy fabryka po latach badań wypuszcza na rynek auto z nowym wyżyłowanym silnikiem, w Polsce trwa wyścig na to, kto pierwszy je „usprawni”. „Jako pierwsi w Polsce oferujemy usunięcie/wyłączenie filtra DPF w Oplu Insignia” – donosił w 2013 roku na Twitterze DPF-Serwis z Leżajska. Potem „opatentował” najnowsze mercedesy Sprintery, VW Crafter, Nissana Qashqai i tak dalej
– Nie raz brałem z salonu jakieś demonstracyjne auto. Stawiałem na hamowni i zaczynaliśmy eksperymenty. Wypaliliśmy czasem cały bak, żeby okazało się, że po zwiększeniu dawki paliwa, filtr DPF pracował o wiele wydajniej – mówi Staszewski. Podkreśla, że takie działanie to poprawianie fabryki, finezja i majstersztyk. Samochód nie spełni może norm Euro 5, ale nie kopci przy dodawaniu gazu.
Śmieciowa motoryzacja
– Kiedyś miałem w serwisie pod rząd kilka aut ekskluzywnej marki, wszystkie z tego samego rocznika, z podobnym przebiegiem i zablokowanym zaworem EGR. To skomplikowane urządzenie otwiera się i zamyka w rytm cykli silnika. Rozciąłem je diaksem i co widzę? Że jakiś "majster" wstawił tam zębatkę z plastiku. Wiadomo, że po kilkudziesięciu tysiącach przejechanych kilometrów jakiś ząbek się ułamie, a wtedy płać kierowco 3 tys. za nową część – opowiada Staszewski dowodząc, że nadeszły czasy śmieciowej motoryzacji.
Niemca stać na to, aby po 5 latach kupić sobie nowe auto, ale w Polsce… o nie, samochody muszą jak kiedyś Mercedesy beczki, przejechać 500 tys. km. Dlatego istnieje cały segment rynku usług motoryzacyjny działający hardcorowo. Załóżmy, że 6-7 letni diesel kosztuje 30-40 tys. zł, a na przyzwoity serwis DPF i EGR trzeba wyłożyć kilka tysięcy. Kto wyda za naprawę 15-20 procent wartości samochodu? W opcji najbardziej budżetowej harata się podzespoły silnika piłą i żegnaj ekologio. Stąd wysyp kopcących samochodów. – Choć sam to robiłem, jestem przeciwnikiem wycinania filtrów DPF. Pamiętam czasy pośmiardujących Syrenek i Polonezów. Kiedy stało się na światłach, spaliny szczypały w oczy. Ekologia jest dobra, póki nie przekracza granic rozsądku. Jeśli samochody jeżdżą na paliwo, to będą i spaliny – mówi Staszewski
Antyniemiecki spisek
Wróćmy jednak do Volkswagena. Dlaczego popełnił samobójstwo w USA? Oto spiskowa teoria. Jeśli auta z Europy miały być konkurencyjne dla produktów amerykańskiej motoryzacji, stanowić alternatywę dla elektrycznej Tesli, koncern musiał roztoczyć bajkę, że są jeszcze bardziej blue, czyste i ekologiczne. Sami zagonili się w kozi róg. W centrum badań i rozwoju niemieccy inżynierowie, pochylając się nad znanym silnikiem 2.0 TDI stwierdzili, że nie da się już „uekologicznić” i tak świetnej konstrukcji. W autach, które będą podlegać badaniom przed dopuszczeniem na rynek amerykański, zainstalowano więc inne bardziej oszczędne oprogramowanie. W normalnych warunkach auta Volkswagena miały lepsze osiągi, ale zanieczyszczały powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA. Rożnicę wykrył i nagłośnił Daniel Carder, 45-letni inżynier-patriota z West Wirginia University.
Jednak takie sztuczki stosują wszyscy producenci, a wcześniej sam Ford. Kilkanaście lat temu wypuścił na rynek USA auta z silnikami o mocy 130 koni mechanicznych. Kiedy jednak dociekliwi amerykanie wzięli je pod lupę, okazało się, że ze względu na ekologiczny kaganiec tak naprawdę mają 123 -125 koni. Koncern zasypała lawina pozwów, żądań wymiany samochodów i zwrotu pieniędzy z uzasadnieniem "gdzie się podziało moje siedem koni".
Jeśli w wyniku obecnego skandalu jakiś kalifornijski hipster nie kupi Volskwagena, to z otwartymi rękami promocyjne samochody zostaną powitane w Polsce. Po drobnych modyfikacjach będą tu służyć wiele lat.