– Pierwszy raz zdarza się, by początek urzędowania głowy państwa przypadał na kampanię parlamentarną. To grozi chęcią uwikłania prezydenta w tę kampanię. I mam niestety takie odczucie, że Andrzej Duda się na to uwikłanie godzi. Robi wszystko, by ułatwić zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości – mówi na Temat w "Bez autoryzacji" prof. Tomasz Nałęcz, były doradca prezydenta RP w latach 2010-2015.
Prezydent Andrzej Duda powołał wczoraj siedmioro nowych doradców, ale nie wziął w tym przykładu z poprzednika, który zapraszał do Kancelarii Prezydenta ludzi spoza swojego dawnego obozu partyjnego. Nowi ludzie Dudy to tylko zaufani Jarosława Kaczyńskiego. Szkoda Panu, że Kancelaria tak się dziś hermetyzuje?
Prof. Tomasz Nałęcz: Kwestia współpracowników jest zawsze indywidualną decyzją prezydenta...
Dlaczego więc Bronisław Komorowski w 2010 roku zadecydował, by Kancelaria Prezydenta była miejscem dla różnych środowisk?
Ponieważ prezydent Komorowski uważał, że z konstytucji wynika, iż Kancelaria Prezydenta to miejsce, w którym muszą spotykać się różne punkty widzenia na Polskę. Tym się bowiem różni urząd prezydenta od urzędu premiera, że jest powołany przede wszystkim do tego, by łączyć. Premier musi działać w oparciu o większość parlamentarną, ale to naturalne, że zawsze ma też przeciw sobie opozycję. Głowa państwa w takie spory wchodzić nie musi. Bronisław Komorowski budował więc swoje otoczenie tak, by mieć możliwość prawdziwej debaty przed podejmowaniem kluczowych decyzji.
Wydaje się jednak, że zbytnie otwarcie się na ludzi spoza partii Bronisław Komorowski przypłacił osłabieniem pozycji w Platformie. W efekcie stworzono mu kiepską kampanię, która nie pozwoliła na reelekcję. Może prezydent Andrzej Duda czyni więc słusznie, gdy jako prezydent wciąż koncentrując się tylko na PiS?
Prezydent zawsze zyskuje wtedy, gdy stawia na otwartość. Tak jest w każdym państwie. Jeśli przywódca jest otwarty na różne poglądy i różnych ludzi, oraz nie poprzestaje w tym tylko na słowach, ale idą z nimi czyny, to zwiększa swoje wpływy i umacnia pozycję. Kiedy prezydent zamyka się w swoim środowisku, grozi to sytuacją, w której tylko pod jej wpływem będą zapadały decyzje.
Czuje Pan dziś, że prezydent jest otwarty także na pańskie poglądy? Nie pytam polityka, a zwykłego obywatela.
Prezydent Andrzej Duda ma niezwykle trudną sytuację. Pierwszy raz zdarza się bowiem, by początek urzędowania głowy państwa przypadał na kampanię parlamentarną. Tego w historii III RP jeszcze nie przeżywaliśmy. To grozi chęcią uwikłania prezydenta w tę kampanię. I mam niestety takie odczucie, że Andrzej Duda się na to uwikłanie godzi. Robi wszystko, by ułatwić zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości. Czyni tak zapewne w przekonaniu, że właśnie to będzie najlepsze dla Polski, jednak to się położy cieniem na całej jego prezydenturze. Bo nie da się być stronniczym, partyjnym prezydentem przez trzy miesiące, a potem marzyć o zaufaniu wszystkich Polaków.
Pan - jeden z dawnych liderów lewicy - był już "koalicjantem" Bronisława Komorowskiego, a teraz podobno PO marzy się wielka koalicja antypisowska oparta na Zjednoczonej Lewicy. Współpraca Ewy Kopacz i Leszka Millera mogłaby przetrwać cztery lata?
Gdyby do takiej koalicji doszło, pozycja Leszka Millera na lewicy zostałaby tylko wzmocniona. Bo jestem przekonany, że o takich rozmowach koalicyjnych w Zjednoczonej Lewicy decydowałby właśnie on. Choć możliwe, że po objęciu funkcji wicepremiera w nowym rządzie Ewy Kopacz, zrezygnowałby z kierowania Sojuszem Lewicy Demokratycznej na rzecz młodszego pokolenia. Czy dogadywałby się wówczas z szefową Platformy? Nie takie rzeczy widzieliśmy w polskiej polityce... Ja naprawdę wierzyłem w to, co Jarosław Kaczyński mówił o Andrzeju Lepperze i Romanie Giertychu w latach 2001-2005, ale później widziałem tych dwóch panów jako wicepremierów w jego rządzie. To Kopacz i Millerowi nawet dziś jest do siebie dużo bliżej...
Sądzi Pan, że w ogóle jest jeszcze szansa na to, by PiS nie przejął władzy? Czy należy Pan do tych 56 proc. Polaków, którzy według CBOS nie wierzą już, że kto inny zwycięży za miesiąc?
Nie, ależ skąd! W innych sondażach poświęconych preferencjom partyjnym od wielu miesięcy dominuje PiS i trudno nie spodziewać się, że to on będzie liderem tego wyścigu. Czy zwycięży wciąż jednak nie wiadomo. I jak zwycięży. Bo absolutnie nie wierzę, by ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego udało się wygrać bezwzględnie. Jeśli już zwycięży to raczej względnie, czyli bez szans na samodzielne rządy. Ogromnym problemem dla PiS jest malejące poparcie dla Pawła Kukiza, który mógłby być dla nich najlepszym koalicjantem. Co nie oznacza, że po odniesieniu zwycięstwa PiS nie znajdzie sobie w polskim Sejmie innego. Wbrew pozorom, to ta partia ma obecnie większe zdolności koalicyjnie niż Platforma.