Zaangażowanie Rosji w rozwiązanie konfliktu syryjskiego znacznie komplikuje sytuację Ukrainy. Putin gra o to, by za rozwiązanie konfliktu i w rezultacie powstrzymanie fali uchodźców Europa dokonała (przynajmniej częściowego) rozgrzeszenia za Krym i Donbas. Przed polską dyplomacją trudne zadanie: nie dopuścić do tego.
Rosja angażuje się w konflikt Syrii. A właściwie zwiększa zaangażowanie, bo dotychczas zaopatrywała Al-Assada. Teraz będzie bombardowała pozycje rebeliantów. Ale nie tak jak koalicja państw zachodnich, która walczy z Państwem Islamskim. Rosjanie – jak wynika z pierwszych doniesień – skupili się na pozycjach rebeliantów, którzy walczą z reżimem.
Powrót Rosji
To oczywiste wsparcie prezydenta Baszara Al-Assada, który jest w coraz głębszej defensywie. O możliwym zaangażowaniu Rosji w konflikt mówi się od dłuższego czasu, a pewne stało się to przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ. I rzeczywiście, potwierdziło się, bo Putin mówił o konieczności wspierania "prawowitych władz" Syrii i konieczności budowy międzynarodowej koalicji.
Później sprawy potoczyły się szybko: Rada Federacji wyraziła jednogłośną zgodę na wysłanie rosyjskich wojsk do Syrii, a później przeprowadzono pierwsze naloty w okolicach Latakii. Ale Rosjanie zaczęli gromadzić sprzęt wojskowy w Syrii już kilka tygodni wcześniej. Wrócili tam po dwuletniej przerwie –w połowie 2013 r. ze względu na zagrożenie opuścili bazę morską w Tartus.
Wyjść z izolacji
Teraz wraca z lotnictwem, ale to zdecydowanie nie będzie jej ostatnie słowo. Putin ma świadomość, że wywołany wojną w Syrii napływ uchodźców staje się dla Europy coraz większym problemem. Stary Kontynent i USA nie radzą sobie ze zlikwidowaniem przyczyny migracji, więc Putin liczy, że jeśli on weźmie to zadanie na siebie, odkupi przynajmniej część win.
Dzisiaj prezydent Rosji jest persona non grata w wielu europejskich stolicach. Kiedy któryś z europejskich przywódców zdecyduje się przyjąć Putina staje się obiektem krytyki. Tak było z premierami Węgier czy Włoch (który chciał, by "Putin grał z nim w jednej drużynie"). Teraz Putin liczy, że dzięki temu wyjdzie z izolacji.
Kasa, Misiu, kasa
Im silniejsza będzie presja na unijne granice, tym słabsza będzie pryncypialność europejskich przywódców. Na razie nadal Rosja jest agresorem, stroną łamiącą porozumienie mińskie, europejskim rozbójnikiem, a rządzi nią tyran. Ale nie ma pewności, że tak będzie zawsze. Zapewne coraz trudniej będzie o przedłużenie sankcji, którymi obłożono Rosję (i które doprowadziły ją na dno, jak stwierdzili eksperci Banku Światowego).
Rosji zależy na ich zniesieniu jak na niczym innym. PKB systematycznie się zmniejsza, a perspektywy są tylko gorsze. Wszystko przez spadające ceny ropy (to efekt m.in. porozumienia z Iranem, większym wydobyciem w USA i spowolnieniem w Chinach). Eksperci Goldman Sachs oszacowali, że cena za baryłkę może spaść do 20 dolarów. To śmiertelne dla rosyjskiej gospodarki i budżetu państwa.
Wyzwanie dla Polski
Dlatego teraz przed polską dyplomacją wielkie wyzwanie. Już teraz było nam trudno przekonać Zachód do twardej postawy wobec Kremla. Teraz będzie to wielokrotnie trudniejsze. I będzie wymagało od nas kompetencji związanych nie tylko z Rosją i Ukrainą, ale też z Bliskim Wschodem, bo ten czynnik dołącza do równania.
Trzeba jednak uważać, by – mówiąc kolokwialnie – nie przegiąć. Jeśli będziemy zbyt antyrosyjscy, Europa uzna nas za dogmatycznych rusofobów i przestanie zwracać uwagę na nasze stanowisko w sprawie Ukrainy. Co gorsza może to ośmielić Rosję do przyjęcia jeszcze twardszego kursu wobec nas. Wszyscy wiemy jak wiele wysiłku wymagało zrekompensowanie rosyjskiego embarga na polskie owoce.
Mówiąc wprost i brutalnie zaangażowanie Rosji w Syrii znacznie komplikuje naszą sytuację. Dotychczas uchodźcy tak naprawdę nie byli naszym problemem, więc rozwiązanie konfliktu nie należało do naszych priorytetów. Za to w sprawie Ukrainy mieliśmy jako taki posłuch. Teraz "nasza sprawa" może ucierpieć, być ceną za zatrzymanie zalewu uchodźców.