Wiele wskazuje na to, że jesienne wybory do parlamentu wygra Prawo i Sprawiedliwość. Dlatego też pisowscy eksperci od szkolnictwa wyższego nie próżnują, tylko już teraz głowią się, jak "poprawić" jakość nauczania. Na początek cofną ich rozwój o dziesięć lat - oceniają politycy PO.
Zmiany, które prawdopodobnie już niebawem wprowadzi Prawo i Sprawiedliwość przygotowują Ryszard Terlecki i Włodzimierz Bernacki. Ten ostatni wymieniany jest wśród kandydatów na ministra nauki w rządzie Beaty Szydło. Na dzień dobry studenci i wykładowcy mają pożegnać się z systemem bolońskim przyjętym w całej Unii Europejskiej.
To właśnie dwustopniowy system studiowania, podzielonego na studia licencjackie i magisterskie ma być przyczyną skracania nauki przez studentów. – Chcemy, by student nie był przyjmowany tak, jak obecnie, oddzielnie na studia licencjackie i oddzielnie na magisterskie. Powinien od razu być przyjmowany na pięcioletnie studia magisterskie. A gdy po trzech latach nauki stwierdzi, że wystarczy mu licencjat, to wtedy zakończy naukę - uważa Bernacki.
Według ekspertów PiS, egzamin maturalny nie jest wystarczającym dowodem na przygotowanie danego ucznia do rozpoczęcia studiów. Ich zdaniem, należy przywrócić egzaminy wstępne. Bernacki chciałby, aby na szkolnictwo wyższe przeznaczać większe pieniądze. Ale chce też ograniczyć wydatki, na przykład o zajęcia dotyczące gender. Jak podaje "Wyborcza", zdaniem profesora UJ, wiele nurtów ideologicznych jest wplatanych w ramy naukowe, a "przecież nimi nie są".
Politycy platformy uznają propozycje za szkodliwe, a obecnie działający system za sprawny. – Matura jest egzaminem państwowym, jednorodnym w całym kraju. Dlatego rekrutacja na jej podstawie jest sprawiedliwa i przejrzysta – komentuje Katarzyna Hall, była minister edukacji w rządzie PO.
Wszystkie sondaże od miesięcy pokazują, że to właśnie Prawo i Sprawiedliwość wygra jesienne wybory parlamentarne. Według najnowszego badania wykonanego przez pracownię IBRiS, Prawo i Sprawiedliwość zdobyłoby 36 proc. głosów, a partia Ewy Kopacz zaledwie 24,3 proc.
Do ciekawej zmiany sondażowej w stosunku do ubiegłego tygodnia doszło natomiast na miejscu trzecim, gdzie jeszcze niedawno była Zjednoczona Lewica. Dziś mogłaby liczyć na 7,3 proc., czyli mniej, niż wynosi próg wyborczy dla koalicji. Do Sejmu dostałaby się .Nowoczesna z wynikiem 8,1 punktów procentowych.