
Mieszkańcy Chełma zebrali już półtora tysiąca podpisów. Spalarnia ma powstać praktycznie w środku ich osiedla. Nigdy w życiu się na to nie zgodzą. Ba, popierają ich same władze miasta. Takich konfliktów jest w Polsce coraz więcej, bo i coraz więcej powstaje krematoriów. W tej sprawie radni z Białegostoku, jako pierwsi w Polsce, właśnie zwrócili się do Trybunału Konstytucyjnego. Czy jest się czego bać? Jak wygląda takie spopielanie? I czy łatwo o pomyłkę prochów? W końcu takie przypadki też już w się w Polsce zdarzały. Brrrr....
Nikt nie ma jednak wątpliwości, że spalarnie zwłok, czy raczej spopielarnie – bo tak mówią o sobie same zakłady – są potrzebne. Wystarczy spojrzeć na statystyki, choćby warszawskie. W ubiegłym roku na wszystkich cmentarzach komunalnych pochówki urn z prochami stanowiły aż 38 procent wszystkich! To bardzo dużo i – jak mówią eksperci z branży – ta liczba stale rośnie. Polacy coraz chętniej decydują się na kremację. Tylko nikt takiej spopielarni nie chce mieć pod własnym nosem. A kto rzeczywiście by chciał?
Niedawno ”Nowa Trybuna Opolska” przedstawiała nowoczesną spopielarnię w Opolu. Pokazała krótki filmik. Widać na nim jedną komorę. Obok panel z przyciskami. Pełen automat. Pracownik naciska przyciski. Tylko prochy sam musi potem umieścić w urnie.
Piec szwedzkiej produkcji, może spopielić w ciągu doby 12 ciał. Kremacja odbywa się w temperaturze od 800 do 1200 stopni Celsjusza. Nad procesem spalania czuwa komputer. W tak wysokiej temperaturze, ciało ludzkie spopiela się, ale nie od razu zamienia w charakterystyczny proch. Pomocne okazuje się urządzenie rozdrabniające, zwane kremaulatorem, działające jak młynek. Czytaj więcej
Jeśli rodzina sobie życzy, może oglądać moment wprowadzenia trumny do pieca. Może czekać cały czas, a potem odebrać prochy. Może modlić się w kaplicy. Albo wyjść i już nie wrócić. Wtedy prochy odbierze zakład pogrzebowy. W urnie powinny być jeszcze ciepłe. To dowód na to, że są w nich te właściwe, wyjęte prosto z pieca.
A co, jeśli prochy się pomylą? Były już takie przypadki. Kilka miesięcy temu ze śledztwa reportera "Superwizjera" TVN wynikało, że jedno z krematoriów na Śląsku nie dbało o żadne standardy, prochy wydawało rodzinom, jak popadło. Bywały przypadki, że ciała jeszcze leżały w chłodni, a rodziny już odbierały obce prochy....
Reporterowi "Superwizjera" TVN udało się dotrzeć do byłych pracowników zakładu, a także najbliższych współpracowników właściciela krematorium. Ich relacje są wstrząsające: potwierdzają, że nagminne były przypadki, gdy w krematorium ciała zmarłych wiele dni oczekiwały na kremację, podczas gdy zakłady pogrzebowe dawno już odebrały urny z prochami. Czytaj więcej
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz.natemat.pl
