Ryszard Petru bez wytchnienia podkreśla, że w sprawie finansowania kampanii Nowoczesnej nie ma żadnych tajemnic. We wtorkowy poranek ekonomista ujawnił, że kampania jego ugrupowania opłacana jest m.in. z kredytu bankowego, którego wysokość zamknie się najprawdopodobniej w kwocie 2 mln złotych.
Podczas wizyty w studiu stacji TVP Info Petru zaznaczył, że nie boi się kontroli PKW. Wręcz przeciwnie. – Oczekuję tego, bo wtedy zobaczymy, ile wydają na konwencje PiS i Platforma. To są grube miliony. (…). Ile kosztuje czas antenowy? To są setki tysięcy złotych, które wywalają PiS i Platforma na spoty z naszych pieniędzy – podkreślił Petru.
Odnosząc się do finansowania kampanii Nowoczesnej, ekonomista potwierdził, że do minionej soboty jego ugrupowanie zebrało za pomocą tzw. mikrowpłat 300 tys. złotych. Pieniądze na kampanię pochodzą m.in. od osób zajmujących pierwsze miejsca na listach Nowoczesnej. „Jedynki" wpłacają na kampanię ogólnopolską po 30 tys. złotych.
Gdy redaktor Kamila Biedrzycka-Osica zapytała, czy po ewentualnym dostaniu się do Sejmu Nowoczesna nie będzie przyjmować subwencji budżetowych, Petru oświadczył, że „wniesie o to, żeby nie przyjmować”, mając na myśli zapowiadany przez siebie projekt ustawy ws. finansowania partii.
– Musimy mieć równe reguły gry, ale ja nie chce tych pieniędzy – wyjaśnił ekonomista.
Petru przypomniał przy tym widzom, że w przeciwieństwie do wielu zawodowych polityków posiada bogate doświadczenie zawodowe, które zdobywał m.in. w Szkole Głównej Handlowej, Ministerstwie Finansów oraz podczas prowadzenia działalności gospodarczej. Według niego wyborcy nie powinni bać się jego bankowej przeszłości.
– Ja bardziej się boję tych, którzy nigdy w życiu nigdzie nie pracowali i idą się do Sejmu nachapać. Oni są najbardziej niebezpieczni – zaznaczył Petru.