Platforma właściwie nie ma już szans na dogonienie Prawa i Sprawiedliwości, ale to nie znaczy wszystko rozstrzygnięte. Bo od tego, jak poradzą sobie pozostałe partie, zależy kształt przyszłego rządu. Przedstawiamy pięć scenariuszy wyborczych, które pokazał na swoim blogu dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Platforma Obywatelska traci do Prawa i Sprawiedliwości od kilku do kilkunastu punktów procentowych i niewiele wskazuje, by to się zmieniło. Gra toczy się teraz już tylko o zminimalizowanie rozmiarów porażki. Ale wbrew pozorom to nie znaczy, że wybory są bez znaczenia, nie ma sensu się nimi interesować, czy tym bardziej głosować 25 października. Bo nadal otwarta pozostaje kwestia koalicji.
Tak wygląda rozkład mandatów według sondaży. Wynika z niego, że PiS nie zdobywa samodzielnej większości, choć do 231 szabel brakuje niewiele. Dlatego PiS nie musi koniecznie wchodzić w koalicję - może spróbować przeciągnąć kilkoro konserwatystów z PO lub paru posłów Pawła Kukiza. Taki podział mandatów uniemożliwia koalicję "wszyscy przeciw PiS", bo Kukiz nie dołączy do takiego składu.
Ale oczywiste jest, że do wyborów jeszcze wiele się zmieni, przede wszystkim za plecami PiS i PO. Dla Zjednoczonej Lewicy, .Nowoczesnej, PSL i komitetu Kukiz '15 różnica 2-3 procent to być albo nie być, a liczba partii, które wejdą do Sejmu ma ogromny wpływ na to, jak zostaną rozdzielone mandaty. Potencjalne scenariusze przedstawił dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Opisał je na swoim blogu na stronie "Tygodnika Powszechnego". Na podstawie tych wyliczeń opisujemy, co może się zdarzyć po wyborach.
Scenariusz pierwszy: Sejm bez Kukiza, za to z PSL-em, który dzisiaj balansuje na granicy 5 proc., ale z reguły jest niedoszacowany w sondażach i kiedy przychodzi co do czego jakimś cudem przekracza próg. To otwiera możliwość zbudowania koalicji anty-PiS-owskiej. Ale złożona z aż czterech ugrupowań ekipa rządząca byłaby szargana konfliktami, a prawdopodobieństwo jej rozpadu byłoby spore.
Dlatego bardziej prawdopodobna jest koalicja PiS-PSL (to, że obie strony dzisiaj ją wykluczają absolutnie nic nie znaczy, przecież to politycy) lub przeciągnięcie przez PiS kilku polityków PO – wszak Jarosław Gowin nadal ma tam sporo znajomych.
Zjednoczona Lewica to komitet koalicyjny, więc próg wyborczy dla niej to 8, a nie 5 procent. A to oznacza, że utrata 2-3 punktów może wypchnąć ludzi Barbary Nowackiej poza Sejm. Zyskałyby na tym PiS i PO, bo ich wynik procentowy przełożyłby się na większą liczbę mandatów.
Partia Jarosława Kaczyńskiego mogłaby liczyć na samodzielne rządy, choć przewaga byłaby niewielka. Jednak normalną praktyką w polityce jest przyłączanie się do zwycięzcy, a więc pewnie kilkoro posłów obecnej koalicji stanęłoby w kolejce do biura prezesa.
Opcja trzecia to scenariusz marzeń dla Zjednoczonej Lewicy – komitet może liczyć aż na 56 mandatów. Pozornie to także dobry scenariusz dla Platformy Obywatelskiej, bo partia Ewy Kopacz ma 140 mandatów i do utrzymania władzy wystarczyłaby jej koalicja z dotychczasowym partnerem z PSL i dokooptowanie do niej Zjednoczonej Lewicy. Ale tylko pozornie.
Prawo i Sprawiedliwość byłoby wtedy jedyną partią opozycyjną z silnym klubem liczącym 225 posłów. Do przejęcia władzy brakowałoby mu tylko sześciu głosów. Biorąc pod uwagę fakt, że część konserwatywnych posłów nie zgodziłaby się na koalicję z lewicą, mogłoby dojść do pęknięcia w Platformie i transferu grupki konserwatystów do partii Jarosława Kaczyńskiego. A to z kolei dałoby mu władzę.
To scenariusz maksimum dla Platformy, który daje obecnej partii rządzącej 153 mandaty (to nadal i tak o ponad 50 mniej niż cztery lata temu). Z drugiej strony z Sejmu wypada dzisiejszy koalicjant PO, co trudno sobie wyobrazić, biorąc pod uwagę jak silne są struktury terenowe ludowców.
Prawo i Sprawiedliwość znowu jest minimalnie poniżej magicznej liczby 231 posłów, co otwiera dwa scenariusze. Pierwszy – bardziej prawdopodobny – to przeciągnięcie grupki konserwatystów i samodzielne rządy prawicy. Druga opcja to próba budowania koalicji Platforma-Lewica-.Nowoczesna. Zastrzeżenie jest to samo, co w poprzednim scenariuszu: część posłów może postawić się Rejtanem i doprowadzić do pęknięcia w PO.
Maksymalny wynik PiS – aż 245 mandatów i stabilne samodzielne rządy. Za to Sejm bez .Nowoczesnej, co przy dzisiejszych sondażach wydaje się niemożliwe. Z drugiej strony wybory prezydenckie pokazały, że jedno jest pewne: nie można prognozować, że coś "na pewno" się wydarzy.
Choć kampania parlamentarna tylko momentami wzbudza powszechne emocje, jest bardzo ciekawa. Uzyskanie przez PiS najwyższego wyniku wydaje się przesądzone, ale już nie wygrana tej partii w wyborach, rozumiana jako objęcie rządów. Po wyborach czeka nas więc nerwówka związana z oczekiwaniem na ostateczne wyniki i rozdział mandatów, a później być może negocjacje koalicyjne. Ostatnie dwa tygodnie kampanii będą bardzo intensywne, ale po 25 października wcale nie czeka nas spadek emocji.