Anne Applebaum, publicystka "Washington Post" i żona Radosława Sikorskiego, napisała na Twitterze, że polska afera taśmowa to odwrotność słynnej afery Watergate. "Opozycja po kryjomu nagrywała rząd, a potem manipulowała taśmami" – oceniła.
Applebaum zabrała głos w szczególnym momencie, bo właśnie "Newsweek" opublikował informacje, które mają przemawiać za tezą, że to PiS mógł stać za aferą podsłuchową. Choć tropy prowadzą do działaczy partii Kaczyńskiego, prokuratura uznała, że ten wątek nie jest ważny i nie bierze pod uwagę motywu politycznego.
Tymczasem "Newsweek" cytuje np. zeznania jednego z zamieszanych w sprawę kelnerów, który mówił: "Falenta powiedział mi, że jest blisko z PiS, że może zorganizować spotkanie z prezesem Kaczyńskim i że te nagrania mogą pomóc PiS". Biznesmen, który zorganizował akcję podsłuchową, miał też przekonywać, że za "tego typu informacje" (z nagrań) można dostać "stanowisko w rządzie PiS".
Właśnie na tych doniesieniach bazuje Applebaum.
Komentarz publicystki wywołał sporo emocji. Na Twitterze odpowiedzieli jej prawicowi komentatorzy. "Jak ktoś o takich osiągnięciach i takim statusie może wyciągnąć tak absurdalne wnioski z bredni Miss Niekompetentnej" – napisał Stanisław Janecki z "wSieci", odnosząc się do autorki artykułu w "Newsweeku".