Na początku roku polskie media media obiegła informacja, że 22-letni Rafał Majka będzie liderem grupy Liquigas w czasie tegorocznego wyścigu Giro d'Italia. W naszym kraju szok, wręcz konsternacja. On? Polak z włoskiego zespołu? W trakcie ich święta, ich narodowego wyścigu? Jednak Majka nie jest tutaj wyjątkiem, bo już od kilku lat grupa polskich trafia do zawodowych zespołów kolarskich. I nie są odpowiadają tam bynajmniej za podawanie bidonu czy batonika bardziej znanemu koledze.
Zgrupowanie zespołu Saxo Bank. Wszyscy, jak jeden mąż, pedałują pod górę. A że podjazd długi i stromy, kolejno odpadają. Zostaje piątka, trójka, potem już tylko dwóch. Alberto Contador, najlepszy kolarz XXI wieku, patrzy ze zdziwieniem , kto wjechał na wzniesienie wraz z nim. Ogląda się i widzi Rafała Majkę. Totalnego anonima w kolarskim peletonie. Polak na zgrupowaniu Saxo Banku przechodził coś w rodzaju testów, miał pokazać, że jest wystarczająco dobry, by zaproponowano mu kontrakt. Dzień po górskim treningu Contador szepnął dyrektorowi grupy: - Bierz go. I to od zaraz.
Rafał Majka o treningu z Contadorem, fragment tekstu z Onet.pl:
Na tym zgrupowaniu więcej pedałowałem głową niż nogami. Miałem zakodowane, że najważniejsze to dotrzymać koła Alberto Contadorowi. Co chciał mnie zerwać, to trzymałem się jego. Był tym zaskoczony. Normalne oczywiście, że nie był jeszcze w swojej najlepszej dyspozycji, ale przecież Contador to Contador.
W ubiegłym sezonie Majka był 24. w Tour de Pologne. Na hiszpańskiej Vuelcie pokazywał się, kilka razy uciekał pod górę, ale całego wyścigu nie udało mu się ukończyć. Jednak w tym roku, w równie ciężkim wyścigu dookoła Włoch, to pod niego układana będzie taktyka zespołu. - To na pewno nie była przypadkowa decyzja. Majce robiono specjalistyczne badania wydolnościowe, mierzono jego predyspozycje. Wyniki musiał mieć znakomite, skoro szefowie podjęli taką decyzje. A dla samego Majki sukcesem byłoby miejsce w pierwszej dziesiątce Giro - mówi NaTemat komentator Eurosportu Tomasz Jaroński.
"To Polak jest najlepszym pomocnikiem świata" - agencyjne newsy takiej mniej więcej treści obiegły internet w ubiegłym roku. Ludzie klikali zachęceni nagłówkiem, sądząc, że komuś trochę odbiło i chodzi chociażby o Kubę Błąszczykowskiego. Tymczasem bohaterem tak zatytułowanych tekstów był kolarz Sylwester Szmyd. Zawodnik włoskiej grupy Liquigas, który na najważniejszych wyścigach świata opanował do perfekcji sztukę dyktowania morderczego tempa i urywania rywali na stromych podjazdach, w celu pomocy swemu liderowi. Ale i sam potrafił coś wygrać. W 2009 roku, w trakcie cenionego wyścigu Dauphine Libere, zdecydował się na ucieczkę w trakcie legendarnej wspinaczki na szczyt Mont Ventoux. Urwał się grupie, a dojechał do niego tylko Alejandro Valverde, wówczas jeden z najlepszych kolarzy świata. Na słynną Górę Wiatrów wjechali wspólnie, linię mety pierwszy minął Polak.
Ale na nich nie kończą się polskie nazwiska w zawodowych kolarskich grupach. Kolegami Szmyda z Liquigas są Maciejowie Paterski i Bodnar, a w innym włoskim zespole - Lampre - swoją moc w górach udowadnia Przemysław Niemiec. Do tego zestawienia dodać można chociażby kolegę Majki z Saxo Banku Jarosława Marycza czy Michała Gołasia, ścigającego się w barwach zespołu Vacansoleil. Jarońskiego nie dziwi taki wzrost roli polskich kolarzy. - My jako Polacy mamy do tego sportu talent, predyspozycje. On nam zwyczajnie leży ze względu na czynniki psychofizyczne. Pomaga też Czesław Lang i jego Tour de Pologne, na który zjeżdżają cenione zespoły z Europy. Zresztą nie wiem czy pan o tym wie, ale cenieni w Europie są nie tylko nasi kolarze, ale również masażyści - tłumaczy komentator Eurosportu.
A Dariusz Baranowski, swego czasu 11. w Giro i 9. w wyścigu olimpijskim ze starty wspólnego, dodaje w rozmowie z nami: - Kolarstwo, jak cały współczesny świat, też się globalizuje. Wielkie zagraniczne zespoły są na obcokrajowców bardziej otwarte. Inna sprawa to kwestia sponsoringu, reklamowania marki. Takie Vacansoleil ma zwyczajnie interesy w naszym kraju i dlatego zależy im, by w miarę możliwości brać do swego teamu utalentowanych Polaków.
Dariusz Baranowski - do jego poziomu muszą równać dzisiejsi młodzi gniewni
Jeden z pierwszych polskich zawodowych kolarzy. Trzy razy wygrał Tour De Pologne, co od kilku lat nie udało się żadnemu z Polaków. W Tour de France dwunasty, w Giro jedenasty. Jeszcze jako amator w 1996 roku był dziewiąty na igrzyskach w Atlancie. Do dzisiaj w dziesiątce na olimpiadzie nie było żadnego Polaka. A prywatnie? Uwielbia Depeche Mode, ich przebój "Enjoy the silence" ustawiony ma w telefonie. Ma też hodowlę buldogów angielskich.
Choć potencjał polskich kolarzy rośnie, wciąż mamy jeden problem. Choć żyjemy w kraju dosyć nizinnym, nasi zawodnicy lepiej spisują się w górach, a dobrego sprintera, takiego na miarę Zenona Jaskuły czy Czesława Langa, ciągle się nie możemy doczekać. - Sprint jest dziedziną bardzo specyficzną, tutaj muszą pomóc ci wszyscy, rozprowadzić, zrobić taki wachlarz. Liczy się zespołowość, a nie to, co masz w nogach - tłumaczy Baranowski. A Jaroński nie widzi w tym żadnego paradoksu: - Nie ma takiej zależności, że góral musi pochodzić z gór, a sprinter wychowuje się na nizinach. Przykład? Genialny wspinacz, Contador, urodził się pod Madrytem.