Mimo że seria zakończyła się w 2010 r., do dziś wiele poruszonych w niej kwestii budzi wątpliwości. Ostatni odcinek teoretycznie miał je zakończyć, bo nawet twórcy tłumaczyli największe zagadki serialu. Po latach jednak fani nadal stawiają wiele pytań – które szczególnie wymagają odpowiedzi?
Każdy, kto oglądał "Zagubionych", ciągle się nad tym zastanawia. Niektórzy uważają, że była jednym z bohaterów, który realnie wpływał na przebieg akcji. Inni sądzą nawet, że to ona doprowadziła do katastrofy samolotu Oceanic Airlines. Mówi się też, że twórcy serialu zainspirowali się sitcomem “Wyspa Gilligana” z lat 60-tych, który przerobili na doskonały dramat.
Pojawiły się również bardziej skomplikowane teorie, jak na przykład ta, że wyspa to alegoria duchowego oświecenia albo Czyściec. Wątpliwości nie pozostawia jedynie to, że niemożliwe, by nie była wszystkim po trochu.
2. O co chodzi z The Black Rock?
Trudno wytłumaczyć właściwie, jaką rolę odegrała w serialu. Była kolonialnym statkiem, który spoczywał na wierzchołku starożytnej statuy – dlatego właśnie tak denerwowała widownię. The Black Rock wykorzystywano jako więzienie i przechowalnię dynamitu, chociaż można było znaleźć inne miejsca do takich celów. Prawdopodobnie miała jedynie pełnić funkcję rozpraszającego elementu.
3. Dlaczego na wyspie pojawiały się problemy z ciążą?
Kobiety na wyspie nie mogły rodzić bez komplikacji, często też umierały w trakcie porodu. Dlatego właśnie Ethan (jeden z "Innych") z taką obsesją próbował upewnić się, że dziecko Claire przyszło na świat.
Fani zastanawiali się jednak, skąd wzięły się ciążowe problemy – z jednej strony zaczynały się one w niedługim czasie po przybyciu na wyspę, z drugiej, Jacob i Czarny Dym właśnie na niej się urodzili, podobnie jak wspomniany Ethan i naukowiec Miles. Później tylko operacje umożliwiały narodziny, twórcy nie wyjaśnili dlaczego były one konieczne.
4. Jakie znaczenie miały liczby?
4, 8, 15, 16, 23, 42. Kto ich nie pamięta? Pytanie tylko, czy rzeczywiście miały one jakiekolwiek znaczenie, czy po prostu były dobrane przypadkowo.
Liczby miały związek z równaniem Valenzettiego, tak ważnym dla członków DHARMY, to dzięki nim Hurley wygrał loterię. Były też sekwencją, którą Desmond wpisywał do komputera w bunkrze. Przewijały się praktycznie non-stop, by w pewnym momencie Locke i Jack powiązali je z przeznaczeniem.
Internauci dopatrywali się w owych liczbach magii, choć dzisiaj raczej mówi się, że nie miały aż takiego znaczenia, jak można się spodziewać. Mimo to, wielu uważa je za kluczowe dla fabuły.
5. Kto wytłumaczy moce Walta?
Jedyny nastolatek wśród rozbitków, który okazał się posiadać specjalne moce – pod koniec drugiego sezonu był w stanie pojawić się w kilku miejscach jednocześnie, mówić wspak i przewidywać przyszłość.
“Inni” mieli na punkcie chłopca obsesję, choć ich przywódca pozwolił opuścić wyspę jemu i jego ojcu, Michaelowi. Nikt nigdy nie wytłumaczył zdolności Walta, mimo że później Hurley był w stanie rozmawiać z duchami, Miles słyszał zmarłych, aż wreszcie okazało się, że wszyscy na wyspie mają ocalić magiczne światło.
6. Skąd takie zakończenie?
Jego dotyczy największy spór – zwolenników teorii, że tak naprawdę wszyscy zginęli w katastrofie samolotu jest tylu samo, co tych, którzy wierzą w ich ocalenie.
Ostatnia scena odbywa się w kościele, gdzie spotykają się bohaterowie. Pojawiają się tam również ci, którzy stracili życie – wszyscy czekają na Jacka. Tego do kościoła wprowadza jego ojciec (przedstawiany jako zmarły od pierwszych scen serialu). W ostatnim momencie starszy mężczyzna otwiera drzwi, przez które wpada światło. I koniec.
Widownia zareagowała niemałym zdziwieniem, bo skoro przez 6 sezonów tyle się dzieje, jak możliwe jest takie zakończenie. Czy oznacza, że tak naprawdę rozbitkowie nie żyli już w premierowym odcinku? Przygody na wyspie, dramaty, miłości, spotkania z niedźwiedziem polarnym i Czarnym Dymem nigdy miały miejsca? Twórcy zostawiają fanom furtkę – nie zaprzeczają niczemu, ale też niczego nie potwierdzają.
Pewnie dlatego serial "Lost: Zagubieni" zyskał miano kultowego serialu. Mimo że minęło 11 lat, nadal wzbudza emocje. I prawdopodobnie jeszcze długo będzie.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl